Dzieło "ostatniego drukarza RP" ocalone. Przenosi się do muzeum

" To maszyny z całej Europy. Wyszukiwałem je, kupowałem i odnawiałem"
" To maszyny z całej Europy. Wyszukiwałem je, kupowałem i odnawiałem"
Źródło: tvn24

Kupował i naprawiał maszyny drukarskie, by pokazać je młodzieży. Józef Rakoczy, jak sam mówi "ostatni drukarz RP" na krakowskim Zabłociu zrekonstruował dawną drukarnię i prowadził warsztaty. W grudniu okazało się, że musi jednak opuścić lokal. Wydawało się, że dzieło jego życia pójdzie na marne, tymczasem z pomocą przyszło Muzeum Inżynierii Miejskiej.

O sprawie pana Józefa Rakoczego na portalu tvn24.pl pisaliśmy w grudniu. W rozmowie z nami opowiadał o początkach swojej przygody z drukarstwem, która rozpoczęła się 50 lat temu. Sam mówił, że jest "ostatnim drukarzem RP" i czuje, że jego obowiązkiem jest kultywować tradycję, znaną jeszcze z czasów Gutenberga.

Przez kolejne lata mężczyzna kolekcjonował maszyny drukarskie, by w końcu zebrać je na krakowskim Zabłociu w Officynie Typographica i prezentować młodzieży.

Kupował, odnawiał i pokazywał

– To maszyny z całej Europy. Wyszukiwałem je, kupowałem i odnawiałem by odtworzyć drukarnię z minionych lat – opowiadał nasz rozmówca.

Na urządzeniach prowadzone były warsztaty. - To miejsce to ocalenie historii o drukarzach. Oczywiście są maszyny drukarskie w muzeum na Wawrzyńca, jednak kontakt z prawdziwym drukarzem, który zjadł zęby w zawodzie, to cenna rzecz – mówiła jedna z uczestniczek.

Jednak w grudniu przyszedł nakaz zwolnienia zajmowanego przez niego lokalu. A wtedy pojawił się problem, bo co z tak delikatnym sprzętem zrobić? Najstarsza z maszyn pana Józefa ma 117 lat.

CZYTAJ WIĘCEJ

Praca nie poszła na marne

Po naszym artykule sprawa pana Józefa zainteresował się Piotr Gój, który w styczniu został dyrektorem Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie. – Wiedziałem, że wystawa maszyn drukarskich w muzeum jest statyczna i pomyślałem, że żywa wystawa, to coś czego nam brakuje – mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl.

Już po tym jak objął stanowisko, zaproponował panu Józefowi salę w muzeum, w której, tak jak sobie zaplanował, mógłby dalej prowadzić warsztaty dla młodzieży.

W piątek rozpoczęła się przeprowadzka z lokalu na Zabłociu do gmachu muzeum.

- To historia ze szczęśliwym finałem. Jestem zadowolony, choć oczywiście będę musiał pójść na pewne kompromisy. Ważne, że maszyny zostaną zachowane, a młodzież będzie mogła z nich korzystać – mówi nam pan Józef.

- Maszyny trzeba przewieźć, trzeba też opracować plan szkoleń. Sądzę, że w przeciągu miesiąca warsztaty będą mogły się rozpocząć – zaznacza Gój i dodaje.

Pracownia pana Józefa mieści się na krakowskim Zabłociu

Pracownia pana Józefa mieści się na krakowskim Zabłociu

Autor: mmw//ec / Źródło: TVN24 Kraków

Czytaj także: