Przed Sądem Okręgowym w Krakowie rozpoczął się proces apelacyjny w sprawie wypadku kolumny rządowej byłej premier Beaty Szydło, do którego doszło w 2017 roku w Oświęcimiu. Sąd zdecydował o ponownym przesłuchaniu świadków zdarzenia, tym razem w obecności biegłego psychologa.
Pierwsza rozprawa apelacyjna odbyła się w środę rano.
Sąd pierwszej instancji uznał winę Sebastiana Kościelnika, kierowcy seicento, z którym zderzyła się rządowa limuzyna, jednak warunkowo umorzył postępowanie. Mężczyzna został zwolniony z kosztów sądowych, miał jednak zapłacić po tysiąc złotych poszkodowanym w wypadku - byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi BOR. Od decyzji sądu odwołał się zarówno prokurator, jak i obrońca kierowcy.
W rozmowie z dziennikarzami prokurator Rafał Babiński wyjaśnił, że podczas środowej rozprawy wnioskował o "przeprowadzenie konkretnych dowodów w ramach postępowania odwoławczego". - Chodzi o to, żeby te dowody, które w ocenie prokuratury zostały przeprowadzone w sposób wadliwy przed sądem pierwszej instancji, zostały ponowione i żeby sąd dysponował materiałem dowodowym, na podstawie którego może ustalać bezspornie stan faktyczny - wyjaśnił.
Prokurator chce, aby sąd ponownie przesłuchał część świadków w tej sprawie - chodzi o tych, na podstawie których zeznań "sąd pierwszej instancji czynił ustalenia faktyczne, a co do których zdolności zapamiętywania i odtwarzania zdarzeń prokuratura ma istotne wątpliwości"; wątpliwości te dotyczą także tego, "czy na postawie tych zeznań można czynić jakiekolwiek ustalenia faktyczne". Babiński przypomniał, że osoby te w fazie postępowania przygotowawczego były słuchane przy udziale psychologa, natomiast elementu tego, czyli "opiniowania psychologicznego" nie uwzględnił sąd pierwszej instancji. - Mamy wątpliwości, czy wnioski, które sąd wyciągał z przesłuchania świadków, są prawidłowe - powiedział prokurator.
"Walczę o prawdę"
Z kolei obrońca młodego kierowcy, adw. Władysław Pociej w rozmowie z dziennikarzami zapowiedział, że będzie wnosił o uniewinnienie swojego klienta. - Uznaję bowiem, że wyłączną winę za spowodowanie tego wypadku ponosi kierowca kolumny rządowej - powiedział. Pytany o kwestię błędów proceduralnych, które - jak argumentował podczas środowej rozprawy prokurator - miały mieć miejsce na poziomie pierwszej instancji, wskazał, że nie zgadza się z taką oceną. - Sąd pierwszej instancji prawidłowo przeprowadził wszystkie dowody w tej sprawie, natomiast nieprawidłowo wyciągnął wnioski z tego prawidłowo zgromadzonego materiału dowodowego, stąd taki kierunek naszej apelacji - powiedział Pociej. Zaznaczył jednak, że to rzeczą sądu będzie rozstrzygnięcie, czy do popełnienia tego typu błędów rzeczywiście doszło.
Pytany o kwestię ewentualnego pokrycia przez swojego klienta kosztów sądowych, Pociej przypomniał, że są one już na ten moment "bardzo wysokie", co wynika m.in. z liczby opinii, jakie zostały w tej sprawie sporządzone i konieczności powołania biegłego zagranicznego. Żądanie prokuratury odbiera wobec tego jako "próbę wywarcia presji" na swojego klienta. - Nie sądzę, aby był on w stanie te koszty sądowe uiścić - podsumował adwokat. Zwracając uwagę na fakt, że do wypadku doszło cztery lata temu, obrońca Kościelnika ocenił, że jak na postępowanie o "nazwijmy to - zwykły wypadek komunikacyjny" to jest to "jeden ze swoistych rekordów w tej materii".
Ostatecznie sąd uwzględnił wniosek prokuratora i zdecydował, że część świadków zostanie przesłuchana ponownie, tym razem w obecności biegłego psychologa. Kolejna rozprawa odbędzie się 31 marca.
W rozmowie z dziennikarzami Sebastian Kościelnik przyznał, że ciągnąca się od kilku lat sprawa wciąż ma wpływ na jego rzeczywistość. - Niewątpliwie komplikuje to trochę życie, zwłaszcza teraz, kiedy muszę dojeżdżać z Poznania. Natomiast ja walczę o swoje, walczę o prawdę i tę prawdę chcę w końcu usłyszeć - podkreślił.
Wypadek rządowej kolumny
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło (jej pojazd był w środku kolumny), wyprzedzała fiata seicento. Kierowca seicento Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusze BOR.
Ostatniego dnia lutego 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Krakowie poinformowała o zakończeniu śledztwa. Jeszcze przed jego zakończeniem trzech prokuratorów zrezygnowało z jego prowadzenia. Dzisiaj wiadomo, że chcieli postawić zarzuty również kierowcom ówczesnego BOR. Nie zgodził się na to prokurator Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Ostatecznie to on przejął to śledztwo i oskarżył tylko Sebastiana Kościelnika.
Materiały w sprawie kierowców BOR trafiły do policji. Ta miała badać sprawę pod kątem ewentualnego popełnienia wykroczenia w ruchu drogowym. Chodziło o przekroczenie dozwolonej prędkości i przekroczenie linii ciągłej tuż przed zderzeniem z seicento. Okazało się jednak, że prokuratura zbyt późno przekazała materiały policji i sprawa ewentualnego wykroczenia przedawniła się.
Akt oskarżenia
Krakowska prokuratura okręgowa w połowie marca 2018 roku wystąpiła do sądu w Oświęcimiu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli wyznaczenia Kościelnikowi okresu próby wynoszącego rok. Mężczyzna miałby też zapłacić 1,5 tys. złotych nawiązki. Kierowca nie zgodził się na umorzenie.
Prokuratura skierowała wówczas akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Oświęcimiu. Opisywała w nim, że kierowca przepuścił samochód emitujący świetlne sygnały uprzywilejowania, ale później nie zachował ostrożności, nie obserwował jezdni za swoim autem i nie upewnił się, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy jest ich więcej. Ruszył, nie ustępując pierwszeństwa, i doprowadził do zderzenia z drugim samochodem BOR, który akurat go wyprzedzał.
Proces rozpoczął się w połowie października 2018 r. Na pierwszej rozprawie Kościelnik odmówił składania wyjaśnień. Sędzia odczytała jego wcześniejsze zeznania, w tym pierwsze, krótko po wypadku, gdy przyznał się do zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku. Później oświadczał już, że nie poczuwa się do winy.
Wyrok zapadł 9 lipca 2020. Oświęcimski sąd uznał winę kierowcy seicento Sebastiana Kościelnika, który uderzył w limuzynę ówczesnej szefowej rządu. Sąd warunkowo umorzył postępowanie na okres próby wynoszący rok.
Źródło: TVN24 Kraków / PAP