Od zawsze lubił chodzić po górach. Swoim wędrówkom w Tatry postanowił nadać dodatkowy cel – podniesienie najwyższego szczytu Polski.
– Rzepecki był zawsze pilnym uczniem geografii, ale trudno mu było zapamiętać wysokość 2 499 m n.p.m, więc postanowił go dorównać do 2 500 – mówi o swoim pomyśle Adam Rzepecki – To jest ostateczna wersja i tego się będziemy trzymać - dodaje ze śmiechem.
Czasem trudno wyczuć, kiedy jeszcze żartuje, a kiedy mówi już poważnie. Bo Rzepecki to artysta. Współtwórca słynnej grupy Łódź Kaliska. Największy rozgłos zyskał pracą "Matka Boska z domalowanymi wąsami".
Nim po raz pierwszy ruszył na Rysy w 1986 roku, swoim pomysłem postanowił podzielić się z kolegami. Wówczas na inicjatywę Rzepeckiego patrzono jak na antykomunistyczny happening, dadaistyczny manifest czy performans artystyczny. Ale kamienie na Rysy rzeczywiście zaczęły wędrować.
Miał zakończyć po dekadzie
- Zanim zacząłem realizować swój pomysł, to myślałem, że jak będę te kamienie wynosił 2-3 razy do roku, to po 5, 7 , no góra 10 latach uda mi się cel zrealizować – mówi Rzepecki. Nie przewidział, niestety, że szczyt Rysów to nie gładka polana, na którą bez problemu naniesie głazy. Musiał zweryfikować swoje zamierzenia. – Rozpocząłem od zapełniania szczelin między mniejszymi i większymi granitami, żeby całość podnieść.
Turyści mieszają szyki
Turyści mu w tym nie pomagają:
– Będąc kiedyś na Rysach zauważyłem, że tych naniesionych kamieni jest jakby mniej – żali się. Przytaszczone przez niego głazy zabierają na pamiątkę przypadkowi zdobywcy Rysów. – Jeśli ktoś wiedziałby, że to jest fragmencik mojej działalności, to bym to zaakceptował, a tak to biorą nie wiedząc, że to ja przyniosłem. Myślą, że mają naturalna pamiątkę – dodaje. Kiedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jego mrówcza praca jest niszczona przez innych miłośników gór, "obraził się". – Chyba przez dwa lata nie wyszedłem na Rysy.
W końcu jednak wrócił do swojej „absurdalnej idei fixe” – jak sam mawia o pomyśle.
Kamienie z Morskiego Oka wędrują na Rysy
Budulec do podnoszenia Rysów, artysta czerpie z Morskiego Oka. Wypatruje najpierw odpowiedniego głazu, robi mu zdjęcie jeszcze w jeziorze. Następnie wyławia i cichaczem pakuje do plecaka. – Staram się to robić tak, żeby mnie nikt nie zauważył – przyznaje. Gdy już na szczycie dokłada przytaszczony przez siebie kamień, prosi innych turystów o zrobienie pamiątkowego zdjęcia.
Syzyfowa praca
Niestety, z punktu widzenia geografii idea Adama Rzepeckiego jest niemożliwa do realizacji. Wnoszenie kamieni na szczyt przypomina wysiłek Syzyfa. – Żadna góra nie może ot tak urosnąć – mówi profesor Kazimierz Krzemień, kierownik Zakładu Geomorfologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Muszą zajść ruchy tektoniczne, takie, jak na przykład obserwujemy w Himalajach czy na Kaukazie – dodaje. Skały naniesione przez Adama Rzepeckiego nigdy nie będą doliczone do wysokości Tatr. – To taka sztuka dla sztuki – ocenia pomysł artysty profesor Krzemień. – Gdybyśmy doliczali do wysokości gór każdy usypany kopczyk, to zrobiłby się straszny galimatias –podsumowuje.
Najważniejsza jest koncepcja
Rzepecki zdaje sobie sprawę, że pewnie nigdy nie uda mi się nadbudować szczytu o metr. Jest jednak niestrudzony i swój pomysł będzie realizował dopóki, dopóty starczy mu sił na wspinaczkę. – To jest taka idea konceptualna. Coś absurdalnego, to pomysł dla pomysłu – podsumowuje.
Autor: KMK/ MMW/ KOKO/kka / Źródło: TVN 24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Adam Rzepecki