Tylko 44 baców posiada ważne unijne świadectwa jakości uprawniające do wyrabiania oscypka. Górala starają się o nie niechętnie: – Inspektorzy kontrolują baców z certyfikatami, na dodatek koszty są wysokie – tłumaczą i popisują się kreatywnością przy wymyślaniu alternatywnych nazw na swoje wyroby.
- Unijne certyfikaty posiada także 10 producentów bryndzy podhalańskiej oraz 15 producentów redykołki (to również sery pochodzenia owczego) – informuje – Izabela Zdrojewska z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno– Spożywczych.
Na południu Polski jest blisko 100 producentów serów owczych. W 2011 r. unijne certyfikaty posiadało 23 baców, a w 2012 r. 39 baców legalnie wytwarzało oscypki.
Producenci tradycyjnego oscypka, którzy chcą sprzedawać swoje sery, muszą uzyskać świadectwo potwierdzające zgodność sposobu jego wytwarzania z metodami produkcji opisanymi w specyfikacji. Takie świadectwa wydawane są na podstawie kontroli przeprowadzanej na wniosek producenta.
- W bieżącym roku wydano 21 świadectw jakości dla oscypka, 5 dla bryndzy podhalańskiej oraz 8 dla redykołki – podsumowuje Zdrojewska.
Bez certyfikatu nie ma oscypka
Wytwarzanie, sprzedawanie bądź używanie nazwy oscypek bez wymaganego unijnym prawem certyfikatu jakości to przestępstwo. - W tym roku skierowano do prokuratury w Zakopanem jedno zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Przypadek ten dotyczył stosowania chronionej nazwy oscypek w odniesieniu do sera, na który nie zostało wystawione świadectwo jakości lub certyfikat zgodności, a tylko te dokumenty uprawniają producentów do stosowania zarejestrowanych nazw – relacjonuje Izabela Zdrojewska.
Do ubiegania się o certyfikaty zniechęca baców niedoskonały system kontroli. - System certyfikacji żywności jest dobry, ale póki co nie przynosi on korzyści bacom. Problem jest w systemie kontroli producentów, bo inspektorzy kontrolują tylko baców posiadających lub starających się o certyfikację, natomiast omijają bacówki, które są poza rejestrem – uważa Piotr Kohut z Tatrzańsko-Beskidzkiej Spółdzielni Producentów serów owczych „Gazdowie”. - W efekcie producenci serów owczych produkują inne sery o nazwie np. gołki, scypki czy po prosty owcze sery, które nie wymagają certyfikacji i również sprzedają je z powodzeniem – dodaje Kohut.
Ponadto baców zniechęcają koszty, jakie muszą ponieść, ubiegając się o certyfikat unijny. Są to koszty np. badań weterynaryjnych.
Fałszowanie dokumentów
Kohut zwraca również uwagę na oszustwa polegające na kserowaniu certyfikatów i posługiwaniu się nimi przez sprzedawców na straganach. - Zdarzyło się również fałszowanie dokumentacji przez nieuczciwego handlowca, który podrobione sery dostarczył do jednej z dużych sieci handlowych – powiedział Kohut. Według niego nieuczciwych sprzedawców nikt nie kontroluje.
Zdrojewska z IJHARS potwierdza, że ta instytucja nie zajmuje się kontrolą produktów sprzedawanych na straganach oraz na stoiskach handlowych, ponieważ nie ma do tego uprawnień.
Smakosz nie potrzebuje certyfikatu
Bacowie twierdzą że, smakosz owczych serów nie pyta o certyfikat, tylko kupuje oscypki od sprawdzonego producenta.
Oscypek od 2008 roku jest wpisany na unijną listę produktów tradycyjnych, chronionych prawem w całej UE. Wygląd, nazwa oraz skład oscypka jest dokładnie opisany w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej. Oscypek musi mieć wrzecionowaty kształt, długość od 17 do 23 cm; średnica sera w najszerszym miejscu powinna wynosić do 6 do 10 cm, a waga od 0,6 do 0,8 kg. Barwa skórki oscypka musi być słomkowo-lśniąca lub jasnobrązowa z delikatnym połyskiem. Chroniona jest też sama nazwa "oscypek".
Autor: koko / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | Pawel Swiegoda