Po śmierci 14-letniej Natalii w Andrychowie (woj. małopolskie) policja wszczęła wewnętrzną kontrolę dotyczącą działań podjętych przez miejscowych funkcjonariuszy związanych ze zgłoszeniem zaginięcia nastolatki. Bliscy i krewni zmarłej dziewczynki przedstawiają przygotowaną przez siebie sekwencję zdarzeń.
Policja wszczęła wewnętrzną kontrolę dotyczącą działań podjętych przez funkcjonariuszy z Andrychowa związanych ze zgłoszeniem zaginięcia 14-latki. "Musimy sprawdzić, czy wszystkie działania podjęte przez policjantów od momentu przyjęcia zawiadomienia o zaginięciu do czasu odnalezienia 14-latki zostały prawidłowo przeprowadzone i zgodne z procedurami" - przekazała Barbara Szczerba z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Jak dodała, policjanci otrzymali informację o zaginięciu 14-latki "kilka godzin" po tym, jak jej ojciec ostatni raz kontaktował się z dziewczynką. Dopytywana przez dziennikarzy o to, jaki czas dokładnie upłynął, policjantka nie doprecyzowała. Zapewniła, że "wtedy", czyli zaraz po zgłoszeniu sprawy przez ojca "zostały wszczęte procedury poszukiwawcze dziewczynki".
Dodała, że "dla dobra postępowania policja nie udziela więcej informacji w sprawie".
Sekwencja zdarzeń
Inaczej sprawę w czwartek w rozmowie z reporterką TVN24 Małgorzatą Marczok zrelacjonowali pan Rafał i pani Anna, którzy brali udział w poszukiwaniach dziecka. Oskarżali policję o opieszałość i brak zdecydowanego działania, kiedy ojciec Natalii zgłosił im, że szuka córki.
Pani Anna twierdziła, że ojciec 14-latki pojechał na policję o godzinie 9 rano, żeby zgłosić zaginięcie córki i spędził na komisariacie trzy godziny oraz że mimo jego próśb policja nie zdecydowała się na zlokalizowanie telefonu 14-latki.
W piątek w rozmowie z Marczok pani Anna, pan Rafał oraz pan Bogdan, wujek dziewczynki, przedstawili szczegółową sekwencję zdarzeń, do jakich doszło feralnego dnia. Jak przekazała pani Anna, ustalenia zostały oparte o połączenia z ich telefonów.
- 9:16 zadzwonił do mnie brat, czy mógłbym mu przesłać numer do kolegi, znajomego policjanta, bo chciał się dowiedzieć, co robić, czy da radę zlokalizować ten numer i powiedział mi właśnie wtedy, że Natalka się zagubiła. Nie rozmawialiśmy długo, żeby nie przedłużać. Wysłałem mu ten numer. Po 20 minutach minutach zadzwoniłem, mówił, że musi się udać na policję, wraca z Kęt i jedzie prosto na posterunek - powiedział w rozmowie z reporterką TVN24 pan Bogdan, wujek Natalii, brat jej ojca. Jak dodał, było to o godzinie 9:36. Kolejną rozmowę z bratem odbył, kiedy ten był już na komisariacie.
Jak zrelacjonowała pani Anna, ojciec Natalii, wracając z Kęt, zadzwonił na komisariat w Andrychowie, że jedzie z Kęt i że zaginęła mu córka. - On już ich informował o sytuacji około 9:40, czyli przed godziną 10 był na komisariacie - podkreśliła.
O godzinie 10:17 ojciec Natalii poinformował pana Rafała, że już jest na policji. - Powiedział, że córka mu zaginęła, że prosi o lokalizację telefonu, przekazał, że dzwoniła, że rozmawiał z córką po godzinie 8, że próbował sam szukać, że dzwonił do szkoły, do szpitala. Kazali mu czekać w poczekalni, aż zejdzie funkcjonariusz - zrelacjonowała w rozmowie z TVN24.
Dodała, że przed godziną 11 pan Rafał i Grzegorz spotkali się pod komisariatem. O 11:30 pan Grzegorz - według relacji kobiety - nadal był w komisariacie, o 11:55 miał dzwonić do jej męża z informacją, że "zejdzie mu jeszcze 15 minut". O 12:30 pan Rafał dostał SMS od ojca Natalii, że "jeszcze pięć minut".
O 12:36 ojciec dziewczynki zadzwonił do pana Rafała z informacją, że opuścił komisariat.
- To się wszystko działo od 9:40, jak oni wiedzieli o zaginięciu Natalii - podkreśliła w rozmowie z TVN24 pani Anna.
O godzinie 13:23 pan Rafał znalazł Natalię.
Śledztwo prokuratury i wyniki sekcji zwłok
Śledztwo w sprawie śmierci 14-latki toczy się z artykułu 155 Kodeksu karnego, który dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci. Postępowanie toczy się w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów.
W piątek (1 grudnia) odbyła się sekcja zwłok dziewczynki. Jak przekazał na antenie TVN24 rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Janusz Kowalski, biegli wstępnie wskazali, że przyczyną śmierci 14-latki była śmierć mózgowa spowodowana masywnym krwotokiem i obrzękiem mózgu.
Prokurator Kowalski, pytany przez dziennikarzy o badane wątki w śledztwie, potwierdził, że prokuratura sprawdza m.in. działania policjantów z Andrychowa. - Prokuratura zabezpieczyła już materiały z policji, dotyczące prowadzonych działań poszukiwawczych i te materiały będą teraz analizowane i ocenianie w aspekcie prawidłowości zachowania procedur policyjnych przez funkcjonariuszy - przekazał prokurator Kowalski.
Dodał, że cały czas w sprawie przesłuchiwani są świadkowie i gromadzony jest materiał dowodowy.
Prokuratura ze względu na dobro śledztwa nie udziela szczegółowych informacji na temat dotychczasowych ustaleń. Prokurator Kowalski zapewnił, że śledczy robią wszystko, aby dokładnie wyjaśnić wszelkie okoliczności śmierci 14-latki.
Zobacz materiał Faktów TVN: 14-latka zmarła z powodu hipotermii. Siedziała przed sklepem 500 metrów od komisariatu policji
Zadzwoniła do ojca, mówiła, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest
Do tragedii doszło we wtorek. 14-letnia Natalia miała jechać do pobliskich Kęt na zajęcia. Rano zatelefonowała do ojca, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest, po czym kontakt z nią się urwał. Ojciec zgłosił sprawę policji, wspólnie ze znajomymi na własną rękę szukał też swojego dziecka. Policja wczesnym popołudniem opublikowała komunikat o poszukiwaniu dziecka. Chwilę później dziewczynkę odnalazł znajomy jej ojca, zaniósł ją do pobliskiego sklepu, gdzie wspólnie z jedną z kobiet reanimował dziecko.
Wezwana karetka przetransportowała dziewczynkę do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. 14-latka była w stanie bardzo głębokiej hipotermii, temperatura jej ciała wynosiła 22 stopnie Celsjusza. Mimo wysiłków lekarzy życia dziewczynki nie udało się uratować.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24