Do sądu w Nowym Sączu trafił akt oskarżenia w sprawie zagłodzonej półrocznej Magdy z Brzeznej (woj. małopolskie). Chociaż rodzice dziewczynki twierdzą, że zostali przez zmanipulowani przez znachora Marka Haslika, usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Grozi im do 10 lat więzienia. Na 5 lat do więzienia może z kolei trafić sam Haslik. Prokuratura podkreśla, że świadczył on usługi medyczne bez uprawnień i dotarła do kilkudziesięciu osób, które z takich usług korzystały. Ludzie wierzyli, że znachor potrafi leczyć i robić krzywdę na odległość - tak o szokujących zeznaniach mówi reporterka TVN24.
Rodzicom półrocznej Magdy, Joannie i Michałowi P., zostały postawione dwa zarzuty - nieumyślnego spowodowania śmierci i znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem.
- To szczególne okrucieństwo miało polegać na nie podawaniu odpowiedniej ilości i jakości pożywienia, narażeniu dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnym spowodowaniu śmierci - wyjaśnia Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Znachor i rodzice na wolności
Para przebywa obecnie na wolności. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu uchyliła im areszt pod koniec ubiegłego roku, uznając, że zgromadziła wystarczającą ilość dowodów i nie zachodzi obawa matactwa. Zastosowała jednak wobec Joanny i Michała P. dozór policyjny oraz poręczenie majątkowe. Rodzice zmarłej dziewczynki mają także zakaz opuszczania kraju.
Z kolei Marek Haslik (ze względu na ważny interes społeczny sąd na wniosek prokuratury zezwolił na ujawnienie personaliów mężczyzny) jest oskarżony o sprawstwo kierownicze nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.
Prokuratura postawiła mu również zarzut dotyczący świadczenia usług medycznych bez uprawnień. - Udało nam się ustalić kilkadziesiąt osób, które korzystały z usług medycznych i za to płaciły - mówi Kosmaty.
Mężczyzna wyszedł na wolność w połowie listopada 2014 r. Został zwolniony z aresztu w związku ze złym stanem zdrowia.
W stanie agonalnym, bez jedzenia
Do tragedii doszło w połowie kwietnia ubiegłego roku. Jak ustalili śledczy, w ostatnim tygodniu życia dziewczynki, która była już w stanie agonalnym, rodzice z premedytacją nie podawali jej jedzenia i nie zabrali jej do lekarza.
Pozostawali natomiast w stałym kontakcie ze znachorem z Nowego Sącza, a kilka godzin przed śmiercią dziecka pojechali do jego domu. Tam dziewczynka zmarła. Haslik miał wtedy powiedzieć, że "tak chciał Bóg". Potem rodzice wrócili do domu i dopiero wtedy wezwali pogotowie.
Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci dziecka było całkowite zaniedbanie i niedożywienie.
Rodzice przyznali, że utrzymywali kontakty ze znachorem z Nowego Sącza i korzystali z jego "usług medycznych". Sam znachor w śledztwie zaprzeczał, jakoby zajmował się Magdą, ale nie zaprzeczał, że zna rodziców dziewczynki.
"Mówił, że trzeba mu wierzyć"
Jak dowiedziała się reporterka TVN24, w tej sprawie przesłuchano ponad 260 osób. Rodzice półrocznej Magdy twierdzą, że zostali zmanipulowani przez Marka Haslika. Reporterka TVN24 tak opisuje szczegóły ich zeznań:
- Być może jest to linia obrony, być może niekoniecznie. Według małżeństwa Haslik sam do nich przyszedł, witając słowami "czekałem na was, a wy do mnie nie przyszliście" i zaoferował pomoc. Później to było skuteczne przedstawianie im historii, mówiącej o tym, że Marek Haslik miał kontakty z Bogiem, że Bóg dał mu magiczny proszek, dzięki któremu on może leczyć ludzi - opisuje zeznania Marta Gordziewcz. - Mówił, że trzeba mu wierzyć, nie wolno zwątpić, że on potrafi leczyć na odległość. Rodzice uwierzyli Haslikowi, oddali swoją półroczną córkę pod jego opiekę. Dziewczynka zmarła, bo była skrajnie niedożywiona i zaniedbana. Rodzice mówią, że to za namową Marka Haslika karmili dziecko rozwodnioną kaszką, kozim mlekiem, a zamiast pieluch podkładali słomę - kontynuuje reporterka.
Jak podkreśla, po prawie roku od zatrzymania rodzice już wiedzą, że zostali oszukani przez znachora. - Jeszcze przez pierwsze miesiące bardzo się go obawiali. Mówił im, że jeżeli go "zdradzą", na odległość zrobi im krzywdę - opowiada Gordziewicz.
Autor: MAC/tka/ps/lulu / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24