Julia jechała z rodzicami, gdy z podporządkowanej drogi zajechał im drogę osiemnastoletni Jan. Według śledczych nie dostosował się do znaku "ustąp pierwszeństwa" i jechał za szybko. Po zderzeniu strażacy rozcinali samochody, by wydobyć kierowców. Wszyscy byli poszkodowani, dziewczynkę z obrażeniami głowy zabrał helikopter. Zmarła po 20 dniach w szpitalu. 18-latek został teraz oskarżony o spowodowanie wypadku śmiertelnego.
Prokuratura w Myszkowie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Janowi B. - sprawcy wypadku drogowego, w wyniku którego zmarła czteroletnia Julia.
Do tragedii doszło w 28 lipca 2018 roku w miejscowości Hucisko w powiecie zawierciańskim.
- Czy ktoś ze starostwa zawierciańskiego czy innej instytucji powiatowego zarządu dróg nie pomyśli nad jakimś mądrym rozwiązaniem dla tego niebezpiecznego skrzyżowania czy musi dochodzić do takich tragedii? - pytała Katarzyna pod informacją o wypadku, zamieszczoną przez Ochotniczą Strażą Pożarną we Włodowicach.
Jednak inni komentujący zwracali uwagę, że jest tam znak "ustąp pierwszeństwa".
- Jeżeli kierowcy jadą zgodnie z przepisami, to nie dochodzi do takich zdarzeń - odpowiedział Damian.
Wyjechał szybko z podporządkowanej
28 lipca, po godzinie 16, warunki pogodowe idealne. 18-letni Jan B. jedzie dacią logan z Huciska do Katowic. Dojeżdża do skrzyżowania z drogą wojewódzkiej 792. Powinien się zatrzymać, bo jest na drodze podporządkowanej, o czym informuje znak pionowy. Według śledczych - nie zrobił tego. I - jak ustali biegły - jechał za szybko.
Tym samym zajeżdża drogę peugeotowi, którym podróżują rodzice z czteroletnią córką Julią. Kierowca peugeota jedzie prawidłowo, chociaż też ma na liczniku więcej niż obowiązujące w tym miejscu 70 kilometrów na godzinę. Ale biegły podkreśli równocześnie, że nawet gdyby jechał zgodnie z przepisami, nie zdołałby uniknąć zderzenia z dacią.
Po zderzeniu oba samochody wypadają z drogi na zadrzewiony plac. Na miejsce przyjeżdża sześć wozów straży pożarnej. Muszą rozcinać auta, żeby wydobyć kierowców. Obaj są trzeźwi.
Wszyscy są poszkodowani. Julia jest w ciężkim stanie, ma obrażenia głowy. Do szpitala zabiera ją śmigłowiec.
16 sierpnia, 20 dni po wypadku, Julia umiera w szpitalu.
Nic nie pamięta
- W śledztwie przedstawiono Janowi B. zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku drogowego. Przesłuchany w charakterze podejrzanego przyznał się do popełnienia czynu i wyjaśnił, że nie pamięta okoliczności zdarzenia - mówi Piotr Wróblewski z prokuratury okręgowej w Częstochowie.
Prokuratura skierowała do sądu wniosek sprawcy o poddanie się dobrowolnie karze, jednak sąd tego nie uwzględnił. Proces ma ruszyć w czerwcu.
Janowi B. grozi kara pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat. Sąd może też orzec zakaz prowadzenia pojazdów na okres od roku do 15 lat.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: OSP Włodowice