Opiekunowie Lusi zgłosili w schronisku zaginięcie psa. Powiedzieli, że Lusia uciekła, wystraszona hukiem petardy. Następnego dnia ktoś przywiązał ją do znaku drogowego naprzeciw schroniska. Lusia odgryzła smycz i biegała jak szalona kilka godzin, wracając do jednego miejsca. Sytuacja została zarejestrowana, policja prowadzi śledztwo.
Kamera monitoringu schroniska dla zwierząt w Zabrzu "Psitul mnie" zarejestrowała zdarzenie, które jest przestępstwem. Widzimy osobę, która prowadzi psa na smyczy, następnie przywiązuje go do znaku drogowego naprzeciwko schroniska, po drugiej stronie ulicy Bytomskiej, i odchodzi. Osoba ta nigdy nie wróciła po psa.
- To porzucenie zwierzęcia, które jest jedną z form znęcania się, czyli przestępstwem - mówi Malgorzata Witkowska-Zabawa, zastępczyni kierownika "Psitul mnie".
Ustawa o ochronie zwierząt wymienia 19 form znęcania się, w tym "porzucanie zwierzęcia, a w szczególności psa lub kota, przez właściciela bądź przez inną osobę, pod której opieką zwierzę pozostaje".
- Zajmujemy się sprawą - zapewnia Sebastian Bijok, rzecznik policji w Zabrzu.. - Nie jest to sprawa łatwa, bo nagranie z monitoringu jest słabej jakości - przyznaje.
Pies biegał jak szalony przy torach i ulicy
Do zdarzenia doszło 3 stycznia o piątej nad ranem. W schronisku był opiekun, ale nie zauważył sytuacji na ekranie monitoringu. - Pies przegryzł smycz. Widać to na nagraniu - opisuje Witkowska-Zabawa. - Biegał potem jak szalony po torach tramwajowych, wybiegał na ulicę. Udało nam się go złapać dopiero około godziny siódmej.
Nagranie i zdjęcia psa trafiły do sieci. W ten sposób o zdarzeniu dowiedziała się policja i odtąd ściga osobę z monitoringu z urzędu. Schronisko nie zgłosiło nigdzie podejrzenia o przestępstwie, obawiając się, że "papierologia" zabierze dużo czasu, a skończy się i tak umorzeniem z powodu małej szkodliwości społecznej.
- Dobrze, że pies nie został porzucony w ciemnym lesie, tylko przed schroniskiem, by ktoś się nim szybko zajął i ostatecznie nic mu się nie stało - mówi Witkowska-Zabawa. - Ale dlaczego osoba z monitoringu nie przyprowadziła zwierzęcia do nas i nie przekazała pracownikom? Ten pies mógł zginąć - zauważa.
Okazało się, że to Lusia, która wystraszyła się huku petard
Tydzień później, 8 stycznia, do schroniska zgłosiła się opiekunka psa, mieszkanka sąsiedniej Rudy Śląskiej. Powiedziała, że zobaczyła zwierzę na zdjęciach w internecie. Witkowska-Zabawa: - Okazało się, że to Lusia, której zaginięcie opiekunka zgłosiła nam 2 stycznia. Mówiła wtedy, że pies wyskoczył jej z samochodu, wystraszony hukiem petardy i pobiegł w nieznane.
Sylwester i następne dni to był jak zwykle trudny czas dla zwierząt. W zabrzańskim schronisku zgłoszono zaginięcie kilkunastu psów, które uciekły na skutek paniki wywołanej wystrzałami pirotechnicznymi. Dwa psy do dzisiaj się nie odnalazły.
Chuda, ale szczęśliwa
Pracownicy schroniska nie mieli wątpliwości, że kobieta, która zgłosiła się po psa, jest jego opiekunką. - Lusia zareagowała na widok tej pani z entuzjazmem. Skakała, szczekała. Na nas też się cieszyła, ale nie tak emocjonalnie - porównuje Witkowska-Zabawa.
Lusia najprawdopodobniej ma w domu dobrze. Pracownicy schroniska zauważyli, że jest chuda. Opiekunka wyjaśniła im, że jest to pies, którego kiedyś znalazła w polu, że wyglądał wtedy jeszcze gorzej i powoli przybiera na wadze.
Lusia ma około dwa lata i od wizyty w zabrzańskim schronisku jest monitorowana. Została tam zaczipowana. Jeśli znowu trafi do azylu, nie będzie już bezimienna.
Kim jest osoba z monitoringu
Historia Lusi mogła zatoczyć koło - osoba z monitoringu znalazła błąkającego psa i pomogła tak jak potrafiła. Dla Witkowskiej-Zabawy nie jest to takie oczywiste. - To bardzo lękliwy pies. Nie dało się do niego podejść. Pracownicy wabili go jedzeniem przez godzinę, zanim złapali. Jak tej osobie z monitoringu się udało? Dlaczego, zamiast łapać obcego psa, nie zadzwoniła do nas albo do straży miejskiej czy na policję? Ludzie zwykle tak robią.
- Było zimno, a osoba na nagraniu jest w samej bluzie - analizuje dalej Witkowska-Zabawa. - Prawdopodobnie przyjechała tu samochodem, dlatego nie ma kurtki. Dziwne, że nie zaparkowała przy schronisku.
Wiceszefowa schroniska przypuszcza, że tajemnicza postać zostawiła samochód przy stacji wodociągów, do której prowadzi polna droga. - Stamtąd idzie na monitoringu. I tam, w okolicę tej stacji, wracała Lusia, po tym jak odgryzła smycz. Jak psy, które wracają do miejsca, gdzie ostatni raz widziały swojego opiekuna.
Styczeń, czas porzucania psów
Bezdomne psy to dzisiaj rzadkość w schronisku w Zabrzu. Zdecydowana większość nie trafia tam z ulicy, ale prosto z domu. Najczęściej w styczniu, kiedy ludzie pozbywają się nietrafionych prezentów świątecznych.
Witkowska-Zabawa: - Ten czas dopiero przed nami. Szczeniak podrasta, zaczyna niszczyć meble, załatwia się w domu, człowiek orientuje się, że nie wystarczy odbębnić dwa spacery dziennie i przynosi psa do nas. Doradzamy, jak zajmować się psem, polecamy kontakt z behawiorystą, ostatecznie musimy szukać nowego domu. Ludzie są tak zagonieni pracą, że nie mają czasu dla własnych dzieci, a co dopiero dla zwierząt.
Wiceszefowa dodaje, że oddanie psa do schroniska również jest w świetle prawa porzuceniem, czyli przestępstwem.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Schronisko "Psitul mnie"