Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko ginekologowi z Zabrza. - Niektóre z zeznań były dla nas, prokuratorów, bulwersujące i szokujące. Podejrzany wzbudzał zaufanie, pokrzywdzone przychodziły do niego po poradę. Nie ma wątpliwości, że każdy z tych 26 czynów wyczerpał znamiona przestępstwa, polegającego na zmuszeniu do obcowania płciowego - mówi prokurator.
- Śledztwo było skomplikowane, wykonano wiele czynności, które w sposób obiektywny pozwoliłyby na rozstrzygnięcie merytoryczne tego postępowania - mówi Wojciech Czapczyński, prokurator rejonowy w Zabrzu.
Trudność polegała na tym, że do wykorzystywania seksualnego miało dochodzić w trakcie badania ginekologicznego, a wiele z pokrzywdzonych pacjentek zgłosiło się do prokuratury po kilku miesiącach lub nawet latach.
Kobiety były przesłuchiwane w sądzie w obecności psycholożek, które się zmieniały, a zeznania potem opiniowało wielu biegłych. Od początku dbano, by instytucje prawa reprezentowały kobiety. Za lustrem weneckim siedziały prokuratorka i protokolantka.
Przesłuchiwane były przez sędzię, bardzo starannie i nagrywane, by nie musiały zeznawać jeszcze raz. O tym jednak zdecyduje sąd rejonowy w Zabrzu, do którego dzisiaj został skierowany akt oskarżenia przeciwko M. Do tej informacji pierwszy dotarł reporter "Faktów" TVN.
Na M. ciąży 26 zarzutów przeciwko wolności i obyczajności seksualnej. Chodzi o artykuł 197 Kodeksu karnego, zwany przestępstwem zgwałcenia. Jak mówi Czapczyński, ilość i ciągłość zarzutów w akcie oskarżenia określa górną granicę kary na 20 lat pozbawienia wolności.
M. nie przyznaje się do żadnego czynu i nie składa wyjaśnień.
Badania jeden na jeden
- Była zbulwersowana badaniem ginekologicznym - mówiła Agnieszka Żyłka, rzeczniczka policji w Zabrzu.
Policjanci rozpoczęli dochodzenie. Dotarli do kolejnych trzech kobiet, które zeznały, że zostały wykorzystane seksualnie przez tego samego lekarza.
M. został zatrzymany w połowie sierpnia, w drodze z domu do pracy. Usłyszał zarzuty zgwałcenia oraz doprowadzenia do innej czynności seksualnej czterech kobiet. Przestępstw tych miał dokonać w latach 2016-2018 w prywatnym gabinecie.
M. nie przyznawał się do zarzucanych czynów. Orzeczono mu zakaz wykonywania zawodu ginekologa i zbliżania się do pokrzywdzonych pacjentek. Wrócił do domu za poręczeniem majątkowym. Miał się tylko stawiać w komisariacie, był objęty policyjnym dozorem. Na poczet przyszłych kar i zadośćuczynienia dla pokrzywdzonych śledczy zabezpieczyli dwa samochody i gotówkę lekarza, łącznie o wartości 90 tysięcy złotych.
Policjanci równocześnie zaczęli apelować do kobiet, by zgłaszały się, jeśli czują się pokrzywdzone przez tego ginekologa. Od początku zakładali, że może być ich więcej. Apel poskutkował natychmiast.
Żyłka: Kobiety nabrały odwagi po naszym apelu w mediach. Wcześniej może nie wierzyły, że ktoś da im wiarę, że wizyta u lekarza nie wyglądała tak, jak powinna. To były intymne badania, jeden na jeden. Za każdym razem w gabinecie byli tylko ginekolog i pacjentka.
Czekali, aż same się zgłoszą
Policjanci cały czas prosili skrzywdzone pacjentki M. o zgłaszanie się. - Rola mediów w tym postępowaniu wydaje się ze wszech miar pozytywna, bardzo skutecznie apelują, jesteśmy bardzo wdzięczni - mówił prokurator Czapczyński.
W efekcie na początku września prokuratura już dziewiętnastu kobietom przyznała status pokrzywdzonych w sprawie przeciwko ginekologowi M. To znaczy, że te pacjentki zostały już przesłuchane przed sądem. Ale telefony w policji i prokuraturze nie milkły w tej sprawie. Kolejne kobiety składały zawiadomienia. Ostatecznie uznano, że pokrzywdzonych jest 26. Jedna z nich miała zostać zgwałcona już w 2006 roku. Najwięcej w latach 2017-2018.
Nie znały się wcześniej. Śledczy uznali, że mogły zwlekać z ujawnieniem przestępstwa z powodu przeżytej traumy.
Czapczyński przyznał, że prokuratura mogłaby dotrzeć do pacjentek M. przez dokumentację medyczną, jednak ze względu na delikatny charakter sprawy śledczy czekali, aż pokrzywdzone same podejmą decyzję, czy chcą się zgłosić.
Prokurator nie ujawnia żadnych szczegółów zeznań, nawet wieku pokrzywdzonych, by żadna z kobiet nie poczuła się wskazana. - Mogę tylko powiedzieć, że wszystkie z tych czynów zostały popełnione podczas badań przeprowadzonych przez podejrzanego w gabinetach, w których przyjmował pacjentki na terenie Zabrza, Gliwic i Knurowa - mówi Czapczyński.
- Niektóre z zeznań były dla nas, prokuratorów, bulwersujące i szokujące. Podejrzany wzbudzał zaufanie, pokrzywdzone przychodziły do niego po poradę - dodaje.
Autor: mag/gp/kwoj / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja