Kobieta wezwała policję, bo jej mąż przyszedł do domu posiniaczony, bez telefonu i portfela. Policjanci poszukiwali trzech napastników, ale coś im nie pasowało. Porozmawiali z mężczyzną jeszcze raz sam na sam i wtedy im wyznał, że chciał tylko wrócić do żony. Nie było rozboju, miała być litość.
Kluczem do rozwiązania zagadki rozboju w Tarnowskich Górach okazała się sprawa rozwodowa. Rzekomy pokrzywdzony chciał tylko wrócić do żony.
Zgłoszenie rozboju
Kobieta zawiadomiła policję, że jej mąż padł ofiarą napastników. Mieli go pobić i okraść.
Na miejscu pokrzywdzony opowiedział policjantom, jak to się dokładnie stało. Na ulicy Powstańców Śląskich miał spotkać trzech mężczyzn, którzy chcieli 10 zł na piwo. Gdy próbował ich ominąć, został przez nich zaatakowany, uderzony w twarz i stracił przytomność.
Gdy się ocknął, nie miał już portfela, dokumentów, telefonu i zegarka.
Mężczyzna potrafił opisać tylko jednego z napastników. Mówił, że tamten miał jasną kurtkę. Pozostali mieli mieć kaptury na głowach.
Miał obrażenia na twarzy, ale odmówił też wzywania pogotowia. Powiedział, że pójdzie z tym do swojego lekarza.
Wyznanie prawdy
Policjanci sprawdzali tropy, między innymi nagrania z monitoringu i coś im nie pasowało. Postanowili na drugi dzień jeszcze raz spotkać się i porozmawiać z pokrzywdzonym.
- Gdy był sam na sam z policjantami, przyznał się, że do żadnego rozboju nie doszło i wytłumaczył sytuację - mówi Jacek Mężyk z policji w Tarnowskich Górach.
Wedle jego drugiej wersji było tak: telefon sprzedał, żeby oddać pieniądze koledze. W mieszkaniu tego kolegi spotkał innego znajomego, który zdenerwował się na niego i uderzył go w twarz. Stąd miał prawdziwe obrażenia.
Natomiast portfel zgubił, wybiegając z tego mieszkania.
Po tym całym nieprzyjemnym zdarzeniu postanowił pójść do żony, z którą już nie mieszka. Są w trakcie rozwodu. Opowiedział jej zmyśloną historię rozboju. - Chciał u niej wzbudzić współczucie. Nie spodziewał się, że ona zadzwoni po policję. Gdy policjanci przyjechali, było już za późno i dalej brnął w te kłamstwa - mówi Mężyk.
35-latek odpowie za złożenie zawiadomienia o nie popełnionym przestępstwie, mimo że formalnie to jego żona wzywała policję. - Ona zrobiła to, bo była zaniepokojona. Nie miała wiedzy, co tak naprawdę się stało. Myślę, ze każdy by postąpił tak jak ona - broni jej policjant.
Jej mężowi grozi do dwóch lat więzienia.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice