- Mamy tutaj do czynienia z lejem, wypełnionym pociskami. Są one bardziej niebezpieczne niż 70 lat temu - mówi dowódca rozminowywania wykopaliska w Mikołowie. Wyciągnęli już ponad tysiąc sztuk, a lej po bombie może być jeszcze jeden. Operację przerwało odkrycie kości.
To powtórka z 11 września 2018. W okolicy wykopaliska w Mikołowie, gdzie we wtorek odkryto podziemny arsenał, dzisiaj o godzinie 10 mieszkańcy znowu zostali ewakuowani, a droga krajowa 81, tak zwana wiślanka, wyłączona z ruchu. Strefa rażenia została określona na pięćset metrów.
Saperzy wrócili po resztę amunicji, którą prawdopodobnie porzucili Niemcy, wycofując się ze Śląska pod koniec drugiej wojny światowej.
1081 sztuk i na pewno jest drugie tyle
11 września robotnicy, wykonujący prace ziemne przy budowie drogi natrafili na przedmioty, które określano z początku jako "niewybuchy".
- Do tej pory wyjechało 1081 sztuk. Na pewno jest drugie tyle. Mam nadzieję, że dzisiaj dotrzemy do dna - mówił nam w czwartek około godziny 11 starszy chorąży sztabowy Tomasz Znojkiewicz, dowódca Patrolu Rozminowania nr 29 z Jednostki Wojskowej w Gliwicach.
Ewakuowani mieszkańcy wrócili do domów - niektórzy już w nocy z wtorku na środę na własną odpowiedzialność. Pomieszkali przez środę - jak się okazuje na bombie - i dzisiaj znowu nie mogą być u siebie.
Jak się dowiedzieliśmy w urzędzie miasta, ewakuowano dwa domy, a mieszkańcom zapewniono hotel.
- Te pociski są jeszcze bardziej niebezpieczne niż 70 lat temu. W materiałach wybuchowych - jeśli pocisk jest nieszczelny - zachodzą różne reakcje chemiczne, materiał uwrażliwia się na bodźce zewnętrzne, mechaniczne, cieplne - wyjaśnia Znojkiewicz.
Jego jednostka realizuje dzisiaj cztery podobne akcje, ale ta w Mikołowie traktowana jest priorytetowo, bo przebiega w pobliżu domostw. Każdy pocisk wyciągany jest delikatnie i ładowany na pojazd, który w razie czego wytrzyma siłę wybuchu. Następnie są detonowane na poligonie.
Znojkiewicz nie był w stanie ocenić, jak długo potrwa operacja. Najgorsza informacja dla mieszkańców Mikołowa - prawdopodobnie mają jeszcze jeden taki lej.
Prace zostały przerwane, gdy natrafiono na kości, niewykluczone, że ludzkie. Saperzy musieli czekać na prokuratora.
Strach przed wejściem IPN
- Mikołów jest miastem, w którym Niemcy po wojnie często wyrzucali broń - mówi burmistrz Mikołowa Stanisław Piechula.
Tam gdzie pracują od wtorku saperzy, prawdopodobnie kiedyś był lej bo bombie. Prócz amunicji, znaleziono w nim broń, hełmy, maski gazowe, butelki - wszystko poniemieckie i skorodowane.
- Są świadkowie, którzy widzieli, jak Niemcy wrzucali to do wody. - mówi Andrzej Gortel – miejski konserwator zabytków w Mikołowie.
Urzędnicy będą analizować, co wykorzystać jako ekspozycje muzealne.
Piechula: Mamy obawy, że jeszcze zostaną tam znalezione historyczne pamiątki i wejdzie IPN. A nam zależy na czasie z uwagi na budowę drogi.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja