Nie znali go. Bili i kopali kilka minut. Pięciu na jednego. Nie miał szans. Leżał, nie ruszał się, a oni dalej. Zmiażdżyli mu głowę. Zmarł na miejscu. Dzisiaj była wizja lokalna z udziałem podejrzanych, ich obrońców i świadka. W centrum miasta, za parawanami.
Jacek Hryć, lat 28, zmarł 4 czerwca w niedzielę o 4 nad ranem na ulicy w centrum Jastrzębia Zdroju w wyniku pobicia przez pięciu mężczyzn.
Ojciec ofiary, pan Jacek, opowiedział reporterowi programu "Uwaga!" TVN, że jego syn miał na policzku odbicie podeszwy buta i zmiażdżoną głowę.
Czterech sprawców zatrzymano tego samego dnia. Byli pijani. Wiek: 20-35 lat. Dawid K., lat 23, uciekł. Zgłosił się na komisariat następnego dnia ze swoją rodziną.
Nie znali ofiary.
Wszyscy dostali zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym w warunkach czynu chuligańskiego, bo działali bez powodu. Prokuratura nie wykluczała zmiany kwalifikacji czynu na zabójstwo. Zmieniła, ale tylko Dawidowi K.
- Był najbardziej brutalny, to on zadał ciosy, które okazały się śmiertelne - wyjaśnia mówi Arkadiusz Kwapiński, zastępca prokuratora rejonowego w Jastrzębiu.
Dzisiaj w Jastrzębiu, w miejscu tragedii, odbyła się wizja lokalna z udziałem podejrzanych i świadka, który tragicznego dnia wezwał policję.
Czynności strzegły parawany straży pożarnej, rozstawione na prośbę prokuratury.
Dawid K. odmówił udziału. Pozostali sprawcy przedstawili inną wersję zdarzeń. Żaden nie przyznaje się do pobicia Jacka Hrycia.
- Ich wersje są sprzeczne z naszymi ustaleniami, przede wszystkim z wersją świadka. A także z zapisem z monitoringu - mówi Kwapiński.
Zarzuty są utrzymane. K. grozi dożywocie. Pozostałym do 10 lat więzienia.
Marzył o dziecku
Jacek Hryć o 4.09 wyszedł z dyskoteki. Kierowca, magazynier. Od sześciu lat żonaty. Marzył o dziecku.
Dzień wcześniej dowiedział się, że żona jest w ciąży. Kobieta źle się poczuła i musiała jechać do szpitala. Chciał z nią zostać, ale ona namówiła go, by poszedł na urodzinowe ognisko z kolegami. Po tym ognisku wstąpił do dyskoteki.
Prawdopodobnie gdzieś na zewnątrz doszło do wymiany zdań pomiędzy nim a pięcioma nieznajomymi mężczyznami. Cztery minuty później leżał nieprzytomny, bity i kopany. Gdy przyjechało pogotowie, już nie żył.
Ciało pana Jacka widział z rodziny tylko ojciec. - Cały czas mam go przed oczyma. Wyglądał tragicznie. Na twarzy miał odbicie podeszwy buta. Chcieli, żeby ta głowa weszła w chodnik. Zmiażdżyli ją. Nie dawał już znaku życia, a oni go jeszcze dobijali - opowiadał w reportażu "Uwagi" Zenon Hryć.
- Pobiegli za Jackiem. Pięciu na jednego. On nie miał żadnych szans, by się ratować - opowiadała jego siostra Katarzyna Khan.
Żona Monika Hryć: - Mogłam na niego liczyć. Boję się, że sobie bez niego nie poradzę. Ale on mi dużo rzeczy w głowie podpowiada. I poradzę sobie. Jacek, dla ciebie sobie poradzę. Skarbie, bardzo cię kocham.
Poroniła.
Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice, Uwaga