21-letni obywatel Ukrainy zdemolował zakład produkujący porcelanę we wtorek, bo, jak wyjaśnił policjantom, w piątek miała być wypłata i nie dostał. - Bal dopiero się zaczyna - miał dodać. Sąd nakazał sprawcy pokryć straty. Wynoszą 25 tysięcy złotych.
21 sierpnia policja została wezwana do zakładu produkującego porcelanę w Tarnowskich Górach. Zakład był zdemolowany, policjanci zastali powybijane szyby w oknach, zniszczone komputery i drukarki, porozbijane ceramiczne figurki oraz 21-latka, który miał tego wszystkiego dokonać w pojedynkę.
- Bal dopiero się zaczyna - miał powiedzieć policjantom mężczyzna.
Właścicielka zakładu poskarżyła się stróżom prawa, że także groził jej śmiercią.
- Gdyby nie interwencja policjantów, zniszczyłby więcej. Próbował również zniszczyć radiowóz. Siedząc w środku, kopał po drzwiach. Policjanci musieli go obezwładnić - relacjonuje Damian Ciecierski, rzecznik policji w Tarnowskich Górach.
- Mężczyzna usłyszał zarzuty zniszczenia mienia i kierowania gróźb karalnych. Poddał się dobrowolnie karze, sąd skazał go na rok więzienia w zawieszeniu i nakazał pokryć straty - mówi Ciecierski
"Bal" będzie kosztował jedynego uczestnika 25 tysięcy złotych.
Pracował nie tam, gdzie miał
21-latek był trzeźwy, gdy - jak czytamy w policyjnym komunikacie - "wpadł w szał". Wyjaśnił policji, że rozzłościł się o wynagrodzenie. - Powiedział, że wypłata miała być w piątek i nie otrzymał jej - mówi Ciecierski.
Ze słów mężczyzny wynika, że pracował na akord, to znaczy zarabiał tyle, ile wykonał. Po wyroku sądu policja przekazała 21-latka śląskiego oddziału Straży Granicznej, ponieważ jest obywatelem Ukrainy.
Wiadomo, że przyjechał do Polski od sierpniu ubiegłego roku.
- Prowadzone jest postępowanie w kierunku wydania decyzji o zobowiązanie cudzoziemca do powrotu do kraju, ponieważ ten obywatel Ukrainy przebywał w Polsce w celu niezgodnym z deklarowanym - mówi Maciej Nowak, rzecznik śląskiego oddziału Straży Granicznej.
- Ubiegał się na Ukrainie o wizę na podstawie oświadczenia, że podejmie pracę w konkretnej firmie i nie pracował tam, tylko gdzie indziej - wyjaśnia Nowak.
Rzecznik dodaje, że to nie pierwsza tego typu sytuacja w Polsce, że cudzoziemcy nie pracują w przedsiębiorstwach, od których oświadczenia o gwarancji zatrudnienia przedstawiają, starając się o wizę.
Co na to inspekcja pracy
Zapytaliśmy, czy powiadomiona zostanie Państwowa Inspekcja Pracy, by sprawdziła firmę, od której 21-latek miał oświadczenie oraz zakład, w którym ostatecznie pracował, czy miał umowę o pracę.
- Z pewnością policja to zrobiła - powiedział Nowak ze straży granicznej. Tymczasem policja była przekonana, że to zadanie straży. Nowak: decyzje o tym zapadną po weekendzie.
- Straż graniczna ma kompetencje do kontroli legalności pracy, ale tylko my możemy sprawdzić warunki zatrudnienia. Jeśli straż uznałaby to za konieczne, z pewnością by nas powiadomiła - mówi nadinspektor Dariusz Natkaniec z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Katowicach. - Zgłoszenie pracownika, że nie dostał wypłaty w terminie, tak jak było w tym przypadku, jest dla nas wystarczającą przesłanką do kontroli zakładu. Nie wiadomo, czy ten pracownik miał zagwarantowaną w umowie wypłatę w piątek, czy też umówił się na taki termin z pracodawcą, bo musiał wyjechać do kraju. Cudzoziemcy niestety pracują pod presją dokumentów pobytu.
- Traktuję tę rozmowę jako zgłoszenie i sprawdzimy tę sytuację - dodał Natkaniec.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja