Zarzuty jazdy po pijanemu oraz zaboru w celu krótkotrwałego użycia mienia o znacznej wartości usłyszał dzisiaj 32-latek, który dwa dni temu odjechał autobusem z zajezdni w Tychach. Osobno jest ustalane, jakim cudem pasażer się tam znalazł.
32-letni pasażer, który we wtorek wyjechał autobusem z zajezdni w Tychach został przesłuchany przez prokuraturę dopiero w czwartek, ponieważ tak długo trzeźwiał w policyjnym areszcie. Jak podają śledczy, w chwili "uprowadzenia" autobusu miał ponad 3,5 promila alkoholu w organizmie.
- Usłyszał dwa zarzuty, kierowania autobusem w stanie nietrzeźwości oraz zaboru w celu krótkotrwałego użycia mienia o znacznej wartości. Taki autobus kosztuje 550 tys. zł - mówi Krystyna Stacha, pełniąca obowiązki zastępcy prokuratora rejonowego w Tychach.
Drugi zarzut, jak zaznacza Socha, nie jest równoznaczny z kradzieżą. - 32-latek przyznał się do zarzutów. Ale nie chciał przywłaszczyć autobusu, tylko się z niego wydostać - dodaje prokurator.
"Musiałem siąść za kierownicą"
We wtorek około godz. 11.45 pracownicy Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Tychach zdumieli się, bo ktoś wyjechał autobusem z zajezdni pod prąd. Za kierownicą siedział w dodatku obcy mężczyzna.
Autobus nie staranował szlabanu, bo ten był podniesiony. W tym samym momencie do zajezdni wjeżdżało bowiem pogotowie techniczne. Pracownicy pogotowia wyskoczyli za autobusem, zaniepokojeni, że tamten wjechał na pas zieleni. Myśleli, że kierowcy coś się stało.
Gdy autobus zatrzymał się na krawężniku, otworzyli drzwi awaryjnie. Za kierownicą siedział kompletnie pijany pasażer.
Jak się okazało, zasnął w autobusie. Michał Kasperczyk, rzecznik PKM zapewniał, że pasażer był ukryty pod siedzeniami, inaczej kierowca zauważyłby go w trakcie obowiązkowego obchodu pojazdu.
Policja i PKM, przeglądając nagrania z monitoringu, dociekają, jak mogło dojść do wwiezienia pasażera na teren zajezdni i pozostawienia go samego w autobusie. Kierowca wyszedł z pojazdu i zamknął go od zewnątrz, pozostawiając kluczyki w stacyjce. Zdaniem Kasperczyka nie doszło tutaj do zaniedbania - zostawienia kluczyków wymaga bezpieczeństwo przeciwpożarowe.
- Gdy pasażer obudził się w autobusie, chciał wyjść, dlatego przekręcił kluczyki, coś ponaciskał i autobus ruszył, a wtedy już musiał siąść za kierownicą - relacjonuje Stacha.
Czy nikt się nie ukrył?
Omal nie doszło do tragedii - autobus zatrzymał się na krawężniku, gdy już miał włączać się do ruchu na bardzo ruchliwej ul. Towarowej. - Zaostrzyliśmy środki bezpieczeństwa. Kierowca przed wyjściem z autobusu musi dokładnie sprawdzić, zanim wysiądzie w zajezdni, czy nikt nie został, gdzieś się nie ukrył. Każdy autobus w zajezdni sprawdzają też po tym zdarzeniu ochroniarze - mówi Kasperczyk.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag/kv / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24