- Radiowóz jechał na sygnale do pilnej interwencji - informują policjanci. Okoliczności tego wypadku owiane są jednak tajemnicą śledztwa. Nawet to, czego miała dotyczyć ta interwencja. Jednego z policjantów zabrał śmigłowiec.
Do wypadku doszło w sobotę około 16.30 w Świętochłowicach. Oznakowany radiowóz zderzył się najpierw z czerwonym oplem.
Ojciec pani Olivii stał sto metrów dalej, na przystanku, czekał na autobus i zaraz po wypadku zrelacjonował wszystko córce ze szczegółami.
- Nikt nie jechał z brawurą, ani policjanci, ani kierowca opla - zaznacza na początek pani Olivia. - Jechali w tym samym kierunku, ulicą Korfantego od Krasickiego do skrzyżowania z Powstańców. Radiowóz za oplem.
Korfantego to osiedlowa ulica, po jednym pasie w każdą stronę. Obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 na godzinę. Przy licznych przejściach dla pieszych pośrodku jezdnia zwężona jest zatoczką, co dodatkowo zmusza kierowców do ściągania nogi z gazu.
Opel - zdaniem świadka - poruszał się z prędkością dozwoloną na tamtym odcinku. - Na pewno jechał wolno - mówi pani Olivia.
Radiowóz - zdaniem jej ojca - najwyżej 70 na godzinę.
- Gdy opel zbliżał się do skrzyżowania z Powstańców, na wysokości zatoczki z przejściem dla pieszych, radiowóz wyprzedzał go lewym pasem. To mało ruchliwa droga, więc policjanci pewnie uznali, że jest bezpiecznie - mówi pani Olivia.
Niestety, kierowca opla na skrzyżowaniu postanowił skręcić w lewo i wtedy doszło do zderzenia.
- Radiowóz przeleciał przez skrzyżowanie po przekątnej na przeciwległą stronę ulicy i uderzył w drzewo - przekazuje dalej pani Olivia. - To było niefortunne, dziwne zdarzenie - dodaje.
Jak wynika z bogatej dokumentacji fotograficznej na stronie osp.pl, radiowóz musiał obrócić się o 180 stopni, jeśli faktycznie - jak widział ojciec pani Olivii - tuż przed zderzeniem znajdował się przed prostopadłą ulicą Powstańców na lewym pasie. Po zderzeniu ze znajdującym się po jego prawej stronie oplem, wbił się lewym bokiem w drzewo rosnące na zielonym pasie, które oddziela prawy pas jezdni od chodnika i ścieżki rowerowej, stając przodem do ulicy Powstańców.
Ojciec pani Olivii: Policjanci moim zdaniem zachowali się bardzo w porządku. Jechali na sygnałach świetlnych i dźwiękowych. Na skrzyżowaniu próbowali wyminąć opla. Gdyby tego nie zrobili, uderzyliby w drzwi opla od strony kierowcy i tam byłby trup. A tak uderzyli ledwo w zderzak z boku.
Tajemnice śledztwa
- Policjanci jechali na sygnale na pilną interwencję. Do zderzenia z oplem doszło w okolicy skrzyżowania ulic Korfantego z Powstańców - mówi Paulina Wierzbowska, rzeczniczka policji w Świętochłowicach.
Jechali we dwóch, pasażer wysiadł z auta o własnych siłach i w niedzielę opuścił szpital.
Kierowcę trzeba było wyciągnąć po wycięciu drzwi. Został zabrany do szpitala w ciężkim stanie przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Dzisiaj jego stan jest stabilny.
Kierowca opla jechał sam i nic mu się nie stało.
To wszystkie informacje, które może przekazać policja. Po dalsze odsyła do prokuratory.
- Wykonano oględziny, przesłuchano świadków, zlecono zabezpieczenie monitoringu. Materiał oceni biegły, wtedy będzie można przekazać więcej informacji - mówi Katarzyna Małecka-Kowalczyk, prokurator rejonowa w Chorzowie.
Śledczy nie ujawniają nawet, na jaką interwencję jechali policjanci.
Na razie nie wskazują winnych.
Nie widział koguta, nie słyszał syreny?
Pani Olivia: opel i radiowóz mijali ojca jeden za drugim, gdy stał na przystanku. Z tego, co mówił, radiowóz zaczął wyprzedzać opla jakieś 100-150 metrów przed skrzyżowaniem. Kierowca opla mógł go nie zauważyć. Może miał włączone radio i nie słyszał. Policjantom wydaje się, że jak włączą kogut i syrenę, to wiadomo, gdzie są. Ja mam prawo jazdy od 1997 roku i do tej pory muszę mieć czas po usłyszeniu sygnału, żeby się zorientować, skąd dobiega i ustąpić miejsca.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja