"Pilot mógł poszukiwać lądowiska. Zszedł zbyt nisko i zderzył się ze ścianą lasu"

Śmigłowiec rozbił się w nocy w lesie, dwie osoby nie żyją
"Teren leśny podmokły to potężny generator dużego zamglenia"
Źródło: TVN24

W katastrofie śmigłowca, który spadł do lasu pod Pszczyną, zginęły dwie osoby. Do wypadku doszło, kiedy helikopter leciał nad podmokłymi terenami leśnymi. Tomasz Białoszewski, publicysta lotniczy i ekspert, mówił w TVN24 o możliwych przyczynach katastrofy. Jak wyjaśniał, taki las to "potężny generator dużego zamglenia".

Prywatny śmigłowiec typu Bell 429, lekki, dwusilnikowy, ośmioosobowy, rozbił się dzisiaj kilka minut po północy w lesie w miejscowości Studzienice pod Pszczyną w województwie śląskim. Leciały nim cztery osoby. Dwaj mężczyźni, prawdopodobnie pilot i siedzący z przodu właściciel maszyny, zginęli na miejscu. Kobieta i mężczyzna, którzy siedzieli z tyłu, wyszli z helikoptera o własnych siłach. Według relacji służb byli przytomni. Trafili do szpitali. Mają złamania i potłuczenia, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

"Nie udzielamy żadnych informacji i prosimy to uszanować"

Jak informują lokalne media, ofiary wypadku to znany przedsiębiorca Karol Kania oraz pilot.

Informacji o śmierci założyciela produkującej podłoża pod uprawę pieczarek firmy Karol Kania i Synowie nie potwierdza też jej sekretariat. "Nie udzielamy żadnych informacji i prosimy to uszanować" - przekazano Polskiej Agencji Prasowej.

Katastrofa helikoptera pod Pszczyną. Ekspert o warunkach pogodowych

Do wypadku doszło, kiedy śmigłowiec leciał nad podmokłym leśnym terenem. - To potężny generator dużego zamglenia - wyjaśniał w TVN24 Tomasz Białoszewski, publicysta lotniczy. - W takich warunkach atmosferycznych jak teraz mogła też wystąpić możliwość oblodzenia łopat rotora, co - jeśli nie zostało odpowiednio wcześnie zauważone przez pilota - skutkuje tym, że śmigłowiec traci siłę nośną. Podejrzewam, biorąc te czynniki pod uwagę, że nastąpiła utrata orientacji przestrzennej - dodał.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO >>>

pszczyna konfa
Służby miały problem z dotarciem do miejsca katastrofy
Źródło: TVN24 Katowice

Białoszewski: impet uderzenia przyjął dziób maszyny

Rozmówca TVN24 powołał się na doniesienia mówiące o tym, że śmigłowiec spadł trzysta metrów od lądowiska. - Czyli pilot mógł poszukiwać lądowiska - zwrócił uwagę. - Zszedł zbyt nisko i najprawdopodobniej zderzył się ze ścianą lasu - przypuszczał.

Jego zdaniem impet uderzenia w ziemię przejął dziób maszyny, co mogło być przyczyną śmierci dwóch osób siedzących z przodu. Jak wyjaśniał Białoszewski, znalazły się one w "strefie zgniotu przy uderzeniu z prędkością postępową". Podkreślił, że rozbity helikopter to maszyna stosunkowo nowa (z 2007 roku), nowoczesna i dobrze wyposażona, przystosowana także do lotów w trudniejszych warunkach pogodowych.

bialoszewski 2
"Dwie osoby przypięte pasami ochroniła konstrukcja śmigłowca"
Źródło: TVN24

Przyczyny wypadku pod Pszczyną wyjaśniają śledczy pod nadzorem prokuratury oraz Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.

Czytaj także: