"Wszystko odbyło się prawidłowo i z zachowaniem obowiązujących standardów i procedur" - twierdzą przedstawiciele przychodni w Zabrzu, gdzie w środę, podczas robienia zastrzyku zmarła 60-letnia kobieta. Kilka tygodni wcześniej zmarł tam również 77-letni mężczyzna.
W piśmie przesłanym do mediów przedstawiciele placówki współczują rodzinom zmarłych osób i zapewniają o stałej współpracy z "organami państwowymi, badającymi i wyjaśniającymi zaistniałe sytuacje".
Piszą ponadto: "(...) śmierć jest nierozerwalnie wpisana w każdą egzystencję. Tak więc sytuacja, że dochodzi do niej w placówce medycznej, która, z założenia jest miejscem, do którego zgłaszają się osoby z problemami zdrowotnymi, nie powinna być przedstawiana jako coś niebywałego i niedopuszczalnego".
Zasłabła po zastrzyku, mimo reanimacji zmarła
Z relacji policji wynika, że 60-letnia kobieta przyszła do zabrzańskiej przychodni, bo się źle czuła. Tam została zbadana przez lekarkę, a ta podjęła decyzję o zaaplikowaniu jej dożylnie lekarstwa.
– Zgon pacjentki nastąpił w zasadzie w trakcie podawania zastrzyku. Trudno w tej chwili powiedzieć, czy był konsekwencją właśnie tej czynności. Ten sam antybiotyk pacjentka dostawała miesiąc temu w postaci tabletek. To raczej nie była reakcja uczuleniowa. Jeśli byłaby uczulona, to na substancję, a nie na zastrzyk – mówi dr Beata Kluszczyńska, spec. medycyny rodzinnej z opisywanej przychodni.
Jak opisuje Kluszczyńska, reanimację rozpoczęto natychmiast po zasłabnięciu pacjentki. Było przy niej wtedy dwóch lekarzy i trzy pielęgniarki.
Karetka ze specjalistycznym sprzętem przyjechała w ciągu 15 minut. Kobiety nie udało się uratować.
W środę Marek Wypych z zabrzańskiej policji poinformował, że rozmawiano już z pielęgniarką, która robiła kobiecie zastrzyk. Policjant pytany przez reportera TVN24, czy antybiotyk nie powinien być podawany w obecności lekarza odparł: - Ten wątek jest badany. Z tego, co wiemy został on podany przez pielęgniarkę w gabinecie zabiegowym. W momencie, kiedy pacjentka źle się poczuła, zaczęła tracić przytomność. Wówczas lekarka została wezwana do gabinetu. - mówi Wypych.
"Mama poszła do przychodni z kaszlem"
Rodzina kobiety jest wstrząśnięta.
- Mama poszła tam z kaszlem, ze złym samopoczuciem grypowym, które dopada też nas, i też idziemy do przychodni po antybiotyk. Tyle, że była już pacjentką nowotworową i powinna być objęta jakąś ścisłą opieką. Nie powinna być tak zlekceważona - mówi rodzina zmarłej 60-latki w rozmowie z reporterką programu "Blisko ludzi" w TTV.
- Nie podejrzewamy nikogo o złą wolę ale brak kompetencji mogę domniemywać. A umiejętności już na pewno - dodają bliscy.
Nie pierwszy taki przypadek
W tej samej zabrzańskiej przychodni kilka tygodni temu zmarł 77-letni mężczyzna. Zabrzanin zmarł, siedząc przy rejestracji, gdzie czekał na wizytę u lekarza. Że mężczyzna nie żyje, zorientowano się dopiero po interwencji jego żony. Zaczęła go szukać, ponieważ długo nie wracał do domu.
Jak się okazało, mężczyzna zmarł z przyczyn naturalnych. Zabrzańska prokuratura bada jednak, czy nie doszło do zaniedbań ze strony personelu.
Przychodnia w dzielnicy Rokitnica w Zabrzu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mi/i/pw/roody / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice