38-latek zatrudniony był w elektrowni przy obsłudze podajnika popiołu. Prawdopodobnie nie zachował zasad bezpieczeństwa i działająca maszyna wciągnęła go do środka, powodując śmiertelne obrażenia.
Do tragicznego wypadku doszło w niedzielę około 9.20 w Elektrowni "Łagisza" w Będzinie.
- Mężczyzna zatrudniony przy obsłudze podajnika popiołu najprawdopodobniej nie zachował podstawowych zasad bezpieczeństwa i być może za rękę lub ubranie został wciągnięty do wnętrza działającego urządzenia - mówi Paweł Łotocki, rzecznik policji w Będzinie.
Jak dodaje, to na razie hipoteza. Dokładne okoliczności badają policjanci i prokurator.
Pracownik miał 38 lat, mieszkał w Sosnowcu.
W jednej chwili znikł w kwadratowej rurze urządzenia. Jego ciało zostało znalezione we wlocie do podajnika, gdzie znajdują się ruchome elementy do przemieszczania popiołu.
Jak dodają śledczy, zwłoki były zmasakrowane.
O tej porze roku śmierć zdarza się często podczas pracy w polu. W sierpniu w Sycowie na Dolnym Śląsku pod ciągnikiem zginął czteroletni Kacper:
Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja