Wprowadziła własne zasady bezpieczeństwa i otworzyła salę zabaw. "Udało się uzyskać zgodę"

1901_sala_zabaw_C0042
Sala zabaw działa w "wysokim reżimie saniatarnym"
Źródło: TVN24 Katowice

Do sali zabaw dzwonili rodzice, bo dzieci nie miały co ze sobą robić w ferie. Właścicielka dzwoniła do Ministerstwa Zdrowia i sanepidu, czy może i jak otworzyć salę. W końcu otworzyła. Teraz do niej dzwonią inni właściciele podobnych obiektów z Polski. Sala działa "w wysokim reżimie sanitarnym".

Telefony od rodziców, którzy chcieli, by ich dzieci korzystały z sali zabaw Pirat w Rybniku, przesądziły o otwarciu obiektu. Podstawowa przyczyna, by działać mimo pandemii i obostrzeń, była - jak przyznaje właścicielka sali Katarzyna Kuczera - ekonomiczna. Czyli zaległości w opłatach za wynajem, rachunkach za prąd, pensjach dla pracowników. - Byliśmy już naprawdę pod ścianą - mówi Kuczera.

Dzwoniła do Ministerstwa Zdrowia i sanepidu z pytaniem, jak to zrobić. W końcu wprowadziła własne zasady bezpieczeństwa.

- Wykorzystujemy 10 procent pojemności lokalu, co oznacza jedną osobę na 50 metrów kwadratowych, więc to jest bardzo wysoki reżim sanitarny, chyba większy niż w przedszkolach - mówi Kuczera.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE>>>

"A przedszkoli policja nie sprawdza"

Sala została otwarta 9 stycznia, czyli w ostatni tydzień ferii. Od początku obowiązywały zapisy na telefon i wejścia na godziny. - Oblężenie było duże. W piątek daliśmy informację, że się otwieramy i już w piątek zapisy na weekend się wyczerpały - mówi Kuczera.

A w sobotę, tydzień po otwarciu, wizytę złożyli im policjanci. Następnie zapowiedział się sanepid. Kuczera: - Zobaczyli, jak funkcjonujemy w godzinach otwarcia. Dzisiaj jesteśmy po podpisaniu protokołu kontroli, udało nam się uzyskać zgodę, że nasza działalność jest legalna, nie narażamy się na naruszanie przepisów. Możemy działać. Dostaliśmy informację od pań z sanepidu, że jeśli nie mają zastrzeżeń do działalności, to funkcjonariusze policji nie powinni nas już odwiedzać.

KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT TVN24.PL

Inni dzwonią

Teraz sala zabaw odbiera telefony od właścicieli podobnych obiektów, jak oni to robią, że działają.

Kawiarnia jest wyłączona z użytku. Klienci dezynfekują ręce przed wejściem i mają mierzoną temperaturę. Muszą też podawać swoje dane, żeby można było się z nimi skontaktować, gdy pojawi się zakażenie.

- Czekaliśmy bardzo długo, żeby gdzieś z dziećmi wyjść, całe ferie siedziały w domu, nie miały się gdzie wybiegać, więc fajnie, że w końcu możemy gdzieś wyjść - mówi Klaudia Rek, mama małego klienta "Pirata".

Druga mama, Anna Wuwer: - W końcu dzieci mają co z sobą zrobić, a nie że siedzą przy tabletach. Gdyby nie śnieg, toby dzieci się już całkowicie zasiedziały. Biegają, mają kontakt ze sobą. Grupy w przedszkolu są liczniejsze i na mniejszym terytorium jest więcej dzieci niż tutaj, a przedszkoli policja nie sprawdza. Tam siedzą koło siebie, tutaj są cały czas w ruchu, jeden na dole, drugi u góry.

Czytaj także: