Podjechali samochodem dostawczym, ale okazał się za mały, więc wynajęli profesjonalny dźwig. I dzień po dniu rozbierali silosy w prywatnej firmie. Trzej 30-latkowie z Sosnowca, wśród nich przestępca i strażnik miejski. - Zaszkodził wizerunkowo wszystkim, którzy pracują uczciwie - ubolewa komendant straży miejskiej w Czeladzi.
Policyjne zarzuty kilkukrotnej kradzieży w firmie z Czeladzi usłyszało trzech mieszkańców tego miasta. Ich łup przekracza wartość 40 tys. zł.
Najmłodszy 31-latek był poszukiwany do odbycia kary więzienia za inne kradzieże. Usłyszał także zarzuty posługiwania się fałszywymi dokumentami, podrabiania podpisów i prowadzenia pojazdów mechanicznych wbrew zakazowi.
Najstarszy podejrzany ma 38 lat.
Ich 36-letni kompan natomiast okazał się strażnikiem miejskim z sąsiedniej Czeladzi. - Pracował u nas od 2006 roku. Nie wyróżniał się na plus. Miał żonę, ma dzieci. Może sytuacja rodzinna go przerosła - mówi Krzysztof Niebylski, komendant czeladzkiej straży miejskiej.
Strażnicy czeladzcy zarabiają od 2,3 tys. zł do 3 tys. zł brutto.
- Ale nic go nie usprawiedliwia - zaznacza komendant i dodaje: to, co zrobił, jest perfidne. Zaszkodził wizerunkowo wszystkim, którzy pracują uczciwe. Zawiódł na całej linii.
Wynajęty dźwig i fałszywe dowody osobiste
Z ustaleń policji wynika, że sosnowiczanie w firmie, na terenie której stoją silosy na paszę, pierwszy raz zjawili 29 kwietnia. Tam zabrali się do rozbierania silosów z elementów stalowych i aluminiowych. - Podjechali dostawczym Lublinem, załadowali, ale chyba wydał im się za mały. Stwierdzili, że tego łupu jest więcej - mówi Paweł Łotocki, rzecznik policji w Czeladzi.
Mężczyźni postanowili więc wynająć dźwig. - Scanię, która sama ładuje - precyzuje rzecznik.
Dźwig pracował w firmie 4 maja i jeszcze dwa dni później. Wydał się podejrzany pracownikom firmy, zawiadomili więc stróżów prawa. - Operator dźwigu nie wiedział, o co chodzi. Po prostu pracował na zlecenie podejrzanych, nie zdając sobie sprawy, że bierze udział w przestępstwie - wyjaśnia Łotocki.
Operator doprowadził policjantów do 31-latka, czyli swojego zleceniodawcy. Najprawdopodobniej to on był mózgiem przestępczego procederu. Sprzedawał skradzione elementy na złomowisku, posługując się cudzymi dowodami osobistymi.
Nie wiadomo jeszcze, po co mu był strażnik miejski. Jak przypuszczają stróże prawa, 36-latek i 38-latek po wynajęciu dźwigu mogli być już 31-latkowi niepotrzebni. W ostatnim dniu kradzieży działał już sam.
Natychmiast zawieszą strażnika
"Mózg" przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia. Jest już w areszcie, odbywając zaległą karę. Dwaj pozostali zaprzeczają, że brali udział w przestępstwie.
Strażnik miejski od 4 maja do dzisiaj przebywa na urlopie zdrowotnym, komendant nie mógł więc wyciągnąć wobec niego konsekwencji. Ale zapowiada, że zrobi to przy pierwszym spotkaniu z pracownikiem. - Nie ma dla niego miejsca między nami. Natychmiast zostanie zawieszony w obowiązkach do czasu wyjaśnienia sprawy. Tak stanowią przepisy, wystarczy, że strażnik ma postawione zarzuty - mówi Niebylski.
Strażnik miejski okradał firmę z Czeladzi:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24