Wracali z "osiemnastki", uderzyli w latarnię i słup. Siedzący z tyłu Jakub i Paweł zginęli na miejscu. Bartosz i Dawid wysiedli. Według ustaleń śledczych i na nagraniu z monitoringu widać, jak Bartosz otwiera drzwi samochodu, a Dawid wnosi ciało Jakuba na miejsce kierowcy. To Dawid prowadził, ale również zmarł. Z czwórki kolegów przeżył tylko Bartosz i to on stanął przed sądem.
Wszyscy mieli po siedemnaście lat. Wszyscy mieli alkohol we krwi. Wracali chevroletem z restauracji, gdzie bawili się na osiemnastych urodzinach kolegi i koleżanki.
Trzech nie żyje, w tym kierowca, sprawca wypadku Dawid. Czwarty, Bartosz, odpowiada za pomaganie sprawcy w zacieraniu śladów poprzez przeniesienie ciała pasażera na miejsce kierowcy.
Nie przyznaje się do zarzutu. Właśnie ruszył proces.
Kamera
Wypadek i to, co działo się później, zarejestrowała kamera, zamontowana przy ulicy 3 Maja w pobliży bramy kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczyny pod Rybnikiem.
Noc z 28 na 29 stycznia, już poniedziałek. Chevrolet, którym jadą Bartosz, Dawid, Jakub i Paweł, na wysokości bramy kopalni wpada w poślizg. Uderza w drzewo, odbija się i uderza w słup.
- Bezsprzecznie auto prowadził Dawid - mówi Malwina Pawela-Szendzielorz, prokurator rejonowa w Rybniku. Uderzenie było tak silne, że wyrzuciło z samochodu jednego z chłopaków, siedzących z tyłu. Leży na ulicy - to Jakub.
Dawid i Bartosz, który siedział obok kierowcy, wysiadają. Po chwili jeden otwiera drzwi od strony kierowcy. Śledczy ustalili, że to Bartosz. Ustalili też, że ten drugi, który na nagraniu bierze Jakuba, przenosi go i kładzie na miejsce kierowcy. To Dawid.
Prokurator: - Oskarżony twierdzi, że otworzył drzwi, żeby wyjąć kluczyki ze stacyjki. Nie widać tego na nagraniu, bo auto znajdowało się przed kamerą od strony pasażera. Na pewno nie dotykał ciała pokrzywdzonego. Tylko Dawid przenosił ciało.
Świadek
Ale Dawid nie żyje. Po przeniesieniu ciała on i Bartosz uciekli z miejsca wypadku. Dawida znaleziono martwego w lesie. Wedle ustaleń śledczych targnął się na życie, najprawdopodobniej zaraz po wypadku.
Bartosz tego samego dnia, ale po południu zgłosił się na policję. Dlaczego nie od razu? Wyjaśniał, że był w szoku. To, co wydarzyło się styczniowej nocy, widzieli tylko on, kamera i dwóch świadków, kobieta i mężczyzna.
Kamera zarejestrowała, jak kilka minut po wypadku świadkowie podjeżdżają do rozbitego samochodu mercedesem i wysiadają. Jakub jeszcze wtedy leżał na ulicy. Rozmawiają z Dawidem i Bartoszem, po czym odjeżdżają.
- Mężczyzna zeznał, że pokrzywdzony jeszcze żył - mówi prokurator o Jakubie, który chwilę później został wniesiony na miejsce kierowcy.
- Ale na nagraniu widać, że świadek stał daleko od pokrzywdzonego, nie sprawdzał mu pulsu - dodaje prokurator.
Przyznaje, że w śledztwie rozpatrywany był wątek nieudzielenia pomocy. Ostatecznie Bartosz nie usłyszał takiego zarzutu, bo biegły lekarz ocenił, że Jakub, podobnie jak siedzący obok niego na tylnym siedzeniu Paweł, ponieśli śmierć na miejscu.
Ślady
Osiemnastka kończyła się około pierwszej w nocy. Dorośli - rodzice jubilatów- oferowali młodym ludziom rozwiezienie do domów. Bartosz, Dawid, Jakub, Paweł i jeszcze jeden chłopak nie skorzystali z propozycji. Dawid pobiegł do domu, bez wiedzy matki wziął kluczyki od jej chevroleta i pojechali. Piąty chłopak wysiadł przed wypadkiem.
Gdy ratownicy i śledczy dotarli do chevroleta, byli w nim tylko dwaj martwi nastolatkowie, z przodu i z tyłu. Od razu rzuciło się w oczy dziwne ułożenie ciała na miejscu kierowcy. Mówili, że leżał, jakby został tam położony, z nogami wystającymi przez uchylone drzwi.
Malwina Pawela-Szendzielorz
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice/ nowiny.pl
Źródło zdjęcia głównego: nowiny.pl