- Trzymałam Sandrę pod lewą ręką. Wysunęła mi się na podłogę, uderzyła głową o klocki. Wystraszyłam się, nie dawała oznak życia. Potrzepałam nią, żeby się ocknęła. Otworzyła oczka, nie płakała, była bardzo spokojna - oskarżona niania opowiadała w sądzie, jak doszło do okaleczenia dziewczynki na całe życie.
Niania, oskarżona o pobicie Sandry z Czeladzi, stanęła przed Sądem Rejonowym w Będzinie. Według prokuratury, uderzała ją ręką w głowę i plecy, a także potrząsała i uderzała głową o twarde podłoże. Miały o tym świadczyć siniaki na ciele dziewczynki, a przede wszystkim krwiak mózgu.
Sandra miała wtedy półtora roku. Oskarżona przy pomocy torebki, która symulowała dziecko, zademonstrowała w sali sądowej, jak jej zdaniem doszło do spowodowania urazów.
- Trzymałam Sandrę pod lewą ręką. Wysunęła mi się na podłogę, uderzyła tyłem głowy o klocki. Wystraszyłam się, nie dawała oznak życia. Potrzepałam nią, żeby się ocknęła. Otworzyła oczka, nie płakała, była bardzo spokojna - opowiadała kobieta.
Zaprzeczyła, żeby kiedykolwiek biła dziecko.
Wcześniej w ogóle nie przyznawała się, że spowodowała obrażenia u Sandry. Po wypadku nie wezwała karetki, bo się bała. Nie powiedziała też o niczym matce dziewczynki. Jak zeznała w sądzie, gdy dziecko otworzyło oczy, wsadziła je do kojca z zabawkami i poszła zaparzyć herbatę, a potem zabrała się za przyrządzanie kolacji.
Sędzia kazała zaprotokółować, że oskarżona ocierała łzy.
- To był zwykły wypadek. Nieszczęśliwy wypadek - powiedział nam Dariusz Erwin Kotłowski, obrońca oskarżonej.
Matka
To matka wezwała pogotowie. Dziewczynka miała na głowie ogromnego guza - kilkunastocentymetrową narośl, siniaki na rękach i nogach. Gorączkowała, traciła przytomność. Cudem przeżyła. Przez trzy miesiączce była w śpiączce farmakologicznej, a gdy się przebudziła, była roślinką, nie widziała i nie miała czucia w rękach i nogach.
Przez pół roku leżała w szpitalu sama. Matka jej nie odwiedzała. Ostatecznie została pozbawiona praw rodzicielskich.
Nowy dom
Dwuletnia dziewczynka trafiła do ośrodka dla niepełnosprawnych dzieci. W szpitalu nie mogli się z tym pogodzić. Po dwóch tygodniach fizjoterapeuta Tomasz Łosień znalazł rodzinę zastępczą dla dziewczynki - Justynę i Marcina Borowieckich z Siewierza.
Sandra ma dzisiaj cztery lata. Odzyskała wzrok, zaczyna mówić, ale nie chodzi. Borowieccy szukają dla niej rodziny adopcyjnej. Są kolejni kandydaci.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice