Sandra nie chodzi i nie ma mamy. Niania przed sądem. "To był zwykły wypadek"

Rozpoczął się proces niani, oskarżonej o pobicie Sandry
Jeśli to był wypadek, dlaczego niania nie wezwała karetki?
Źródło: TVN 24 Katowice

- Trzymałam Sandrę pod lewą ręką. Wysunęła mi się na podłogę, uderzyła głową o klocki. Wystraszyłam się, nie dawała oznak życia. Potrzepałam nią, żeby się ocknęła. Otworzyła oczka, nie płakała, była bardzo spokojna - oskarżona niania opowiadała w sądzie, jak doszło do okaleczenia dziewczynki na całe życie.

Niania, oskarżona o pobicie Sandry z Czeladzi, stanęła przed Sądem Rejonowym w Będzinie. Według prokuratury, uderzała ją ręką w głowę i plecy, a także potrząsała i uderzała głową o twarde podłoże. Miały o tym świadczyć siniaki na ciele dziewczynki, a przede wszystkim krwiak mózgu.

Sandra miała wtedy półtora roku. Oskarżona przy pomocy torebki, która symulowała dziecko, zademonstrowała w sali sądowej, jak jej zdaniem doszło do spowodowania urazów.

Niania demonstruje w sądzie, jak doszło do urazów Sandry
Niania demonstruje w sądzie, jak doszło do urazów Sandry
Źródło: TVN 24 Katowice

- Trzymałam Sandrę pod lewą ręką. Wysunęła mi się na podłogę, uderzyła tyłem głowy o klocki. Wystraszyłam się, nie dawała oznak życia. Potrzepałam nią, żeby się ocknęła. Otworzyła oczka, nie płakała, była bardzo spokojna - opowiadała kobieta.

Zaprzeczyła, żeby kiedykolwiek biła dziecko.

Wcześniej w ogóle nie przyznawała się, że spowodowała obrażenia u Sandry. Po wypadku nie wezwała karetki, bo się bała. Nie powiedziała też o niczym matce dziewczynki. Jak zeznała w sądzie, gdy dziecko otworzyło oczy, wsadziła je do kojca z zabawkami i poszła zaparzyć herbatę, a potem zabrała się za przyrządzanie kolacji.

Sędzia kazała zaprotokółować, że oskarżona ocierała łzy.

- To był zwykły wypadek. Nieszczęśliwy wypadek - powiedział nam Dariusz Erwin Kotłowski, obrońca oskarżonej.

Matka

Sandrę i jej starszego brata wychowywała tylko matka. Kobieta pracowała, dlatego zatrudniła nianię. Miała ją znaleźć przez internet. Feralnego dnia przekazała jej dzieci na przystanku autobusowym.

To matka wezwała pogotowie. Dziewczynka miała na głowie ogromnego guza - kilkunastocentymetrową narośl, siniaki na rękach i nogach. Gorączkowała, traciła przytomność. Cudem przeżyła. Przez trzy miesiączce była w śpiączce farmakologicznej, a gdy się przebudziła, była roślinką, nie widziała i nie miała czucia w rękach i nogach.

Przez pół roku leżała w szpitalu sama. Matka jej nie odwiedzała. Ostatecznie została pozbawiona praw rodzicielskich.

Nowy dom

Dwuletnia dziewczynka trafiła do ośrodka dla niepełnosprawnych dzieci. W szpitalu nie mogli się z tym pogodzić. Po dwóch tygodniach fizjoterapeuta Tomasz Łosień znalazł rodzinę zastępczą dla dziewczynki - Justynę i Marcina Borowieckich z Siewierza.

Sandra ma dzisiaj cztery lata. Odzyskała wzrok, zaczyna mówić, ale nie chodzi. Borowieccy szukają dla niej rodziny adopcyjnej. Są kolejni kandydaci.

Sandra szuka domu
Sandra szuka domu
Źródło: TVN 24 Katowice

Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: