Zaparli się i urządzili sobie na dzikim wysypisku "odskocznię od pracy", "ucieczkę od smutku". Na dyżurze w szpitalu pani Kazimierze umierało czasem trzech pacjentów, a ogród kwitnie od wiosny do jesieni. Praca pielęgniarki to też była dla niej pasja i duma. A na koniec dyskopatia i 1,5 tys. zł emerytury.
Praca: dźwiganie pacjentów po udarze, zmienianie pozycji, przewijanie, mycie, klucznie między rurkami respiratorów, kardiomonitorów, kroplówek.
Ogród: karczowanie, nawożenie ziemi.
Praca: jeden pacjent nie do końca przyjęty, a już kolejnych zwożą.
Ogród: lilie rosną jak drzewa, a mąż buduje dom, jego marzenie.
Praca: pasja.
Ogród: pasja.
Praca: głaskanie pacjentów, trzymanie za rękę, rozmowa.
Ogród: pokaz kwitnienia od wiosny do jesieni.
Praca: odwracasz głowę od łóżka i pacjenta nie ma, czasem na jednym dyżurze umierało trzech.
Ogród: umiera mąż.
Zaparli się
Kazimiera i Zenon Maciejowscy kupili tę działkę w 2005 roku, pięć minut piechotą od ich bloku w Jaworznie. Pielęgniarka i górnik, typowe śląskie małżeństwo.
- Nic wam tu nie wyrośnie - powiedzieli sąsiedzi.
Dzikie wysypisko z zapadniętym domem pośrodku. Popiół i chaszcze. Zaparli się i kawałek po kawałku urządzili sobie tę "odskocznię od pracy", "ucieczkę od smutku".
"Jak dobrze, że ty tu jesteś"
Pani Kazimiera, dla znajomych pani Kasia, Kaśka miała wtedy za sobą - w tym 2005 roku - 30 lat pracy w szpitalu. Przez pierwsze 10 lat była tam salową i marzyła, żeby zostać pielęgniarką. Skończyła wydział pielęgniarski na pięcioletnim studium medycznym i wróciła dumna.
Oddział wewnętrzny, narodziny trzeciego dziecka, izba przyjęć, SOR, opieka nad chorą matką, dyskopatia, pierwszy z czworga wnuków i wreszcie oddział neurologiczny, najcięższy.
- Pani Kasia? Ja byłam sąsiadką twojej mamy. Jak dobrze, że ty tu jesteś - wszyscy ją znali, od dziecka mieszka w Jaworznie, no to zagadywali na oddziale. - Ja już niedługo wybieram się Tam, to pozdrowię mamę - pocieszyła sąsiadka.
Chciałoby się oddać każdemu serce. Nie było czasu.
- Najgorzej, jak umierali młodzi. Guzy mózgu. A ci biedacy po 80 i 90 parę lat modlili się z różańcem w ręku: Boże, czemu mnie nie zabierasz, za co tak karzesz - wspomina pani Kazimiera.
Przekraczało się próg szpitala i nie myślało się o domu.
Lilie, jeże i owady
Przekraczało się próg domu i myślało się o szpitalu, co z tym pacjentem, a co z tamtym, czy jutro jeszcze go spotka.
- Po dwunastogodzinnym dyżurze miałam dwa dni wolnego. Zaraz po nocce brałam jamniki i fru na działkę ładować akumulatory.
Schylanie, kucanie, grabienie, kopanie, ruch trzyma człowieka przy życiu. Kwitnienie zaczyna się od przebiśniegów i krokusów, a od kwietnia szał kolorów. Na azaliach i rododendronach tyle kwiatów, że nie widać liścia, a we wrześniu te liście się przebarwiają.
- Lilie drzewiaste to taka moja duma. To jest ich potoczna nazwa, bo to są mieszańce lilii orientalnych z trąbkowymi. Rosną na ponad dwa metry wyskości, coś niesamowitego, mają po 40 kwiatów i łodygi takiej grubości - pani Kazimiera otwiera dłoń, jakby obejmowała drzewko.
W każdym kącie ogrodu koszyk wiklinowy do góry dnem, wyścielony liśćmi, nakryty folią przed deszczem. Dla jeży. Zadomowiły się, przeganiają nornice i pędraki. W domku dla owadów mieszkają murarki, trzmiele, pszczoły, osy. Zapylają kwiaty, spulchniają ziemię.
- Musiałam im ten azyl zrobić, bo giną, a bez nich my życia nie będziemy mieć.
1575 zł z groszami
Trzy lata temu po 40 latach pracy, w tym 30 latach jako pielęgniarka pani Kazimiera przeszła na emeryturę i dostaje 1575 zł z groszami na rękę.
- Tyle warte jest dla rządu życie ludzkie, ile wypłata pielęgniarki - mówi pani Kazimiera. - Jeździło się na strajki, do Katowic, do Warszawy, tyle lat i nic się nie zmieniło. Dziewczyny raz złożyły grupowo wypowiedzenie. To im dyrekcja powiedziała, że pielęgniarek nigdy nie zabraknie, przyjadą Ukrainki i będą za tyle pracować. Teraz straszą Chinkami.
- A język? - pyta emerytowana pielęgniarka. - Jak one będą rozmawiać z pacjentami? Dlatego ja nie wyjechałam, a koleżanki wyjeżdżały do Niemiec, do Anglii, Włoch, do Finlandii. Nigdzie nie były tak wyszkolone jak nasze, a nasze nigdzie nie były tak szanowane jak za granicą.
Śmierć, burgund i masa motyli
Mąż umarł nagle. 64 lata. Trzy miesiące temu. Wyszedł z domu uśmiechnięty i nie wrócił.
Hortensje bukietowe przekwitły, ale nie będzie ich ścinać. Dopiero na wiosnę. Ładnie wyglądają we wszystkich odcieniach brązu.
Wielki dąb zrzucił liście. Nie kładli nigdzie bruku, bo wnuki biegają boso. Wszędzie trawa, trzeba grabić. Mąż zawsze to robił.
Tyle śmierci się naoglądała i nie przywykła.
Miłorząb się złoci, a chryzantemy w żywych kolorach, od bieli i żółci, przez róż, po mocny burgund. I masa motyli.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: jaw.pl