Makabrycznego odkrycia dokonali obrońcy zwierząt w Szczyrku. W zagrodzie znaleźli 53 martwe owce. Sprawą zajmują się urzędnicy i policjanci. Owce wyglądały na zagłodzone. Właściciel twierdzi natomiast, że chorowały na pasożyty i padały masowo, mimo leczenia.
- Naszym oczom ukazał się koszmar - mówi Krzysztof Skiermut z Fundacji SOS Animals w Częstochowie. Gdy obrońcy zwierząt weszli na teren "Bacówki u Jagusia" w Szczyrku, usłyszeli najpierw ryk owiec, a potem w owczarni, obok żywych zwierząt, znaleźli 11 martwych.
Za owczarnią dokonali jeszcze straszniejszego odkrycia. Pod folią, papą i deskami leżała sterta owczych trupów. - W sumie martwych było 53 - mówi Elwira Jurasz, rzeczniczka policji w Bielsku-Białej.
"Owce chorowały"
- Cały sezon był dla nas ciężki i skończył się dramatem - tłumaczy Robert Jagiełka, właściciel Bacówki u Jagusia. Jak twierdzi, jesienią owce zaczęły chorować. Traciły wełnę. Zaczął je leczyć na na świerzbowca, podając środki na pasożyty.
- Na jakiś czas choroba nie tylko zahamowała, ale zaczęła się cofać - mówi. Ale, jak opisuje dalej, na początku grudnia w ciągu jednego dnia padło prawie 20 owiec.
Martwe owce, jak twierdzi, przygotował do przekazania firmie utylizacyjnej, składując w szczelnych workach. - Jedyne co można mi zarzucić to to, że ze strachu nie zgłosiłem padnięcia po ustawowych 7 dniach, ale po 9. Przeraziła mnie skala tego, co się działo - mówi Jagiełka.
"Ten pan nie był bacą, tylko juhasem"
Obrońcy zwierząt umieścili film z makabrycznego odkrycia w internecie, nie pomijając drastycznych scen. Obejrzeli go również beskidzcy bacowie. - Jesteśmy poruszeni - mówi Piotr Kohut, znany baca z Koniakowa. - Ten pan nie był bacą, tylko juhasem. Żeby zostać bacą, trzeba odbyć pięcioletnią praktykę z wypasania owiec. Każdy może mieć owce, ale takie doświadczenie uczy, ile ta praca wymaga odpowiedzialności.
Uważa, że Jagiełce jej zabrakło. - Zaniedbał zwierzęta. Mógł zadzwonić do kogokolwiek z nas, jak miał problem, na pewno ktoś by pomógł - dodaje Kohut.
Zdaniem Bacy z Koniakowa, dużo jest takich jak Jagiełka, młodych ludzi m.in. z Katowic, którzy biorą się za hodowlę owiec, stawiając biznes nad dobro zwierząt. - Bo wypas owiec jest teraz na fali - mówi Kohut.
Kup bacy owce, dostaniesz ser
Jagiełka założył bacówkę w zeszłym roku i od razu pojawił się w mediach, a to za sprawą akcji, którą wymyślił. "Kup bacy owce, dostaniesz oscypki" - zachęcał. W zamian za owcę o wartości 350 zł obiecał sery za 500 zł. Akcja spotkała się z dużym oddźwiękiem.
Cieszył się poparciem władz miasta, proponowali mu nawet miejskie pastwiska, bardziej uczęszczane przez turystów, potem promowali redyk. - Mieliśmy nadzieję, że dzięki niemu powrócą owce na hale - mówi Antoni Byrdy, burmistrz Szczyrku.
Ostatni raz te zwierzęta - nie licząc pojedynczych sztuk - były widziane w szczyrkowskich górach w latach 80.
"Straciłem pieniądze, rozchorowałem się"
Jagiełka przeprasza teraz ludzi, którzy wzięli udział w jego akcji. - Muszę ich spłacić serami - mówi.
- Nie jestem barbarzyńcą. Jak mógłbym zagłodzić owce? Przecież straciłem pieniądze - argumentuje. Z bratem i narzeczoną zainwestował w owczy biznes 90 tys. zł. W maju miał otwierać drugą bacówkę, rozmawiał z właścicielami wyciągów narciarskich o wypasie na ich terenach z obopólną korzyścią. Ostatecznie z powodu problemów, jak twierdzi, podupadł na zdrowiu.
Burmistrz Byrdy wydał decyzję o odebraniu Jagiełce pozostałych 21 owiec. Urząd płaci za ich pobyt w innych gospodarstwach. Jagiełka zaznacza jednak, że nie dostał zakazu hodowli zwierząt.
- Policja w Szczyrku czeka jeszcze na wyniki badań padłych owiec - mówi Elwira Jurasz, rzecznik policji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: SOS Animals Częstochowa