Nie ma znaczenia: oglądali, czy nie, wszyscy dostali wezwania do zapłaty za filmy pornograficzne. Nawet 89 -letnia sąsiadka z bloku w Jaworznie, ale też inni, z osiedla i województwa. Policja apeluje, by zgłaszać takie przypadki. Choć dwa lata temu podobne wezwania badała gdańska prokuratura przez dwa lata, po czym sprawę umorzyła.
O wezwaniu do zapłaty za film pobrany z internetu zawiadomił policję mieszkaniec Jaworzna. Sprawa jest delikatna, bo dotyczy filmów pornograficznych. Mieszkaniec zapewnił swojego dzielnicowego, że nie ogląda takich.
- Właśnie wyjąłem to ze skrzynki. Już w ogóle się nie przejmują, wrzucają jak leci do skrzynek pocztowych. U nas wszyscy w bloku dostali, nawet sąsiadka emerytka, co ma 89 lat. Oczywiście koperta z pismem czysta, bez żadnego adresu nadawcy, a nawet odbiorcy - napisał dimus na forum portalu bezprawnik.pl, który napisał wczoraj o tych wezwaniach.
Portal jaworzno.pl ustalił, że takie pisma zostały rozrzucone po całej dzielnicy Podwale.
Oczywiście nie każdy Ślązak. Jeszcze nie. Sprawa może być rozwojowa, jak ta sprzed dwóch lat, która zaczęła się w Trójmieście i rozlała na całą Polskę.
Podobny przedmiot, podobne groźby
W 2015 roku media huczały o masowych wezwaniach za pobrane w internecie filmy, wysyłane do mieszkańców przez tę samą firmę z Gdańska. Sprawa trafiła do prokuratury okręgowej w Gdańsku i była prowadzona w kierunku doprowadzenia oraz usiłowania doprowadzenia szeregu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Śledczy ustalili, że wezwania dostało 3186 osób, ale z uwagi na charakter sprawy nie każdy adresat musiał się do tego przyznać.
Sprawy śląska i trójmiejska mają wiele różnic:
1. "Trójmiejski" wierzyciel żądał od swoich rzekomych dłużników po 750 zł. "Śląski" - "jedynie" 250.
2. "Śląski" chce pieniądze za filmy rzekomo kupione. "Trójmiejski" - za nielegalnie pobrane. Może stąd różnica kwot.
3. "Trójmiejski" wyszczególniał w wezwaniu nazwę pobranego pliku, datę pobrania oraz IP komputera, z którego był pobrany. "Śląski" - tylko jakiś magiczny kod, złożony z liter i cyfr.
4. "Trójmiejski" wysyłał wezwania na konkretne nazwiska, czasami nawet polecone. "Śląski" - tak przynajmniej wynika ze wstępnych ustaleń - bezadresowe. Jakby sam je wrzucał do skrzynek.
5. "Trójmiejski" faktycznie był pod wskazanym adresem, tyle że nie była to kancelaria prawna, za którą się podawał, a zwykła spółka prawa handlowego. Pod wezwaniami podpisywał się "koordynator postępowań karnych".
Adres "śląskiego" wierzyciela, podany na wezwaniu, to według map internetowych puste pole przy skrzyżowaniu w Warszawie. Pod wezwaniem podpisany jest jakiś Marek z nazwiskiem, ale bez roli w sprawie. Według ustaleń policji nawet konto bankowe jest nieprawidłowe, ma o dwie cyfry za dużo.
Podobny jest za to przedmiot roszczeń - filmy pornograficzne (jak wynika z forów internetowych - niskich lotów) oraz groźby skierowania sprawy do sądu, jeśli dług nie zostanie uregulowany w terminie (Ślązacy mają dwa tygodnie, dwa razy więcej czasu, niż ścigani przez trójmiejską firmę).
"Wygląda groźnie i prawdziwie"
- Dostaliśmy wezwanie, ze mamy zapłacić 250 złotych, bo jak nie, to jakaś tam kara będzie i zostanie sprawa skierowana do sądu – mówi jedna z mieszkanek bloku przy placu św. Jana w Jaworznie. Podobne wezwania dostała większość – jeśli nie wszyscy – jej sąsiedzi.
Kobieta nie dała się jednak zastraszyć. Zaniosła dziwne pismo na policję. – Powiedziano mi, żebym spróbowała ostrzec sąsiadów, żeby nikt nie płacił. Pani powiedziała, że na sto procent ktoś to zapłaci, jeśli już tego nie zapłacili. Zgłoszenie został przyjęte, sąsiedzi powiadomieni i tyle – relacjonuje kobieta.
Jaworzanianka przyznaje, że przyznaje, ze wezwanie wygląda "groźnie i prawdziwie". – Jest tu nazwa jakiejś firmy, jest nazwisko, numer konta i groźba, że sprawa trafi do sądu. Wygląda prawdziwie – ocenia rozmówczyni TVN24.
Głupi żart? Raczej pomyłka
'Śląskie" wezwania dla radcy prawnego Bogusława Wieczorka wyglądają jak nieudolne kopie prawniczych pism. Wieczorek zna dobrze trójmiejską sprawę, bo miał klientów wśród pokrzywdzonych przez firmę z Gdańska.
Tamta firma jego zdaniem przynajmniej starała się być wiarygodna, oddała nawet do prokuratury swoich rzekomych dłużników. Miała ich dane, bo zdobyła w prokuraturze ich IP. Miała także prawa autorskie do filmów, za które domagała się roszczeń.
- Niektórzy zapłacili - przyznaje radca. Przypuszcza, że mogli się obawiać, że oni sami albo ktoś z domowników mogli nieświadomie kupić jakąś usługę w internecie, będąc przekonanym, że klikają akceptację pliku cookie.
Podobnie, zdaniem radcy, mogło być na Śląsku - naciągacz mógł na przykład rozesłać przez sieć osiedlową podstępny link, dlatego wezwania trafiły potem do mieszkańców całego bloku czy dzielnicy.
Po dwóch latach śledztwa przeciw firmie z Gdańska w maju 2017 roku zostało ono umorzone wobec braku dostatecznych dowodów. Nie było przyjemnie. Pokrzywdzeni, nawet jeśli nie zapłacili roszczeń i nie mieli z tego powodu dalszych konsekwencji, musieli zeznawać na policji, tłumaczyć się rodzinie.
Do niszczarki
Czy śląskie wezwania można potraktować jak głupi żart? - Raczej pomyłkę autora, którą może teraz starać się naprawić - mówi Wieczorek. - Nie sądzę, by tyle się natrudził, roznosił listy, a najpierw wydał na koperty i druki dla żartu.
Mógł się pomylić w numerze konta. - Ale adresat, nawet jeśli jest dłużnikiem, nie ma obowiązku dociekać, jaki jest prawidłowy numer, próbować wpłacać - dodaje Wieczorek. - Jest domniemanie niewinności. To pokrzywdzony musi udowodnić, że jego prawa zostały naruszone, a w tych wezwaniach nie ma nawet informacji, kiedy do tego doszło.
I kończy: - Ja bym to z czystym sercem wrzucił do niszczarki i zapomniał.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: facebook