- Żal, no. Głupota robi swoje - powiedział dziennikarzom partner matki Dominika o porzuceniu chłopca. - Chciałem dla niego jak najlepiej, ale nie wyszło - mówił w drodze na przesłuchanie. Para mogła oddać chłopca jego babci, cały ośrodek pomocy ich o to błagał. Z nieznanych jednak powodów woleli zostawić go w obcej klatce schodowej. On i matka Dominika usłyszeli już zarzuty. Wyjaśnili, dlaczego to zrobili.
27-letnia Marlena L. oraz jej partner, 21-letni Grzegorz P., zostali w środę przesłuchani w prokuraturze w Katowicach.
Przesłuchanie trwało od rana do wczesnego popołudnia. - Podejrzani złożyli obszerne wyjaśnienia, jednak dla dobra dziecka nie będziemy ujawniać szczegółów - powiedziała Hanna Zięba-Stychno, zastępczyni prokuratora rejonowego w Prokuraturze Rejonowej Katowice-Wschód.
Oboje usłyszeli zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Matka Dominika dodatkowo zarzut porzucenia dziecka, bo ciążył na niej obowiązek troszczenia się o syna. Grozi jej do pięciu lat więzienia. Jej partnerowi - do trzech lat.
Marlena L. i Grzegorz P. wyszli na wolność, zostali objęci dozorem policji.
- Przyznali się do zarzutów, podali motywy działań, wyrazili skruchę - powiedziała prokurator. Jakie motywy? Tajemnica śledztwa.
Zięba-Stychno nie odpowiedziała także na pytania dziennikarzy, czy Marlenę L. nakłaniał do porzucenia syna Grzegorz P. oraz czy wcześniej prawidłowo opiekowała się Dominikiem.
Cierpi na autyzm
Chłopiec jest synem Marleny i cierpi na autyzm. 21-latek nie jest jego ojcem. Kobieta poznała mężczyznę niedawno i przeniosła się do niego do Katowic razem z synem ze wsi pod Wąchockiem.
Dziennikarze zasypali doprowadzaną parę pytaniami. Matka milczała.
- Nie żal panu? - pytali 21-latka.
- Żal, no. Głupota robi swoje - powiedział.
- Dlaczego to zrobiliście? Przeszkadzało wam? - dopytywali dziennikarze.
- Ogólnie nie przeszkadzało - przyznał mężczyzna. I dodał: - Chciałem dla niego jak najlepiej, ale nie wyszło.
Nic nie mówił, tylko uderzał głową o posadzkę
Z tej rozmowy wynika, że kobieta mogła zostawić syna swojej matce, z którą mieszkała we wsi pod Wąchockiem. Jak powiedział nam dyrektor ośrodka Jarosław Michalski, błagał ją o to razem z babcią Dominika, gdy postanowiła ułożyć życie z nowym partnerem daleko od domu.
Jednak Marlena zdecydowała wyprowadzić się do Grzegorza P. ze swoim synem. Zamieszkali razem w Katowicach na przełomie lutego i marca. Kobieta zrzekła się nawet świadczeń socjalnych, które były na tyle wysokie, że mogła utrzymywać siebie i syna.
Tym bardziej niezrozumiałe było dla pracowników ośrodka i babci chłopca to, co stało się miesiąc później, w Wielką Sobotę. Tego dnia wieczorem Dominik został znaleziony w klatce schodowej obcego bloku w Katowicach. Zaopiekowali się nim mieszkańcy. W Niedzielę Wielkanocną policja postanowiła opublikować zdjęcie chłopca, bo nie mogła znaleźć jego rodziców. Chłopiec wyglądał na zadbanego, ale nic nie mówił, tylko wydawał krzykliwe dźwięki i uderzał głową o posadzkę. Na pytanie, gdzie jest mama, gdzie tata, pokazywał windę. Nikt go nie szukał.
Matka siedziała przed komisariatem
Dominika rozpoznała była asystentka rodzinna Marleny i powiadomiła policję. 27-latka została zatrzymana w poniedziałek, siedziała sama na ławce przed komisariatem. Grzegorz P. - następnego dnia.
Dominik od soboty przebywa w pogotowiu opiekuńczym w Katowicach. Dyrektor wąchockiego ośrodka pomocy pomaga babci chłopca przejąć nad nim opiekę.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice