Sushi padł w wieku 11 lat, po roku pracy jako koń w zaprzęgu kuligu. Był po dwunastu godzinach pracy tej soboty. Ciągnął w nocy sanie z ludźmi dwa kilometry w górę i tyle samo z powrotem. Po tej tragedii miasto chce wprowadzić karty pracy koni. Regulamin właśnie czytają woźnice.
Wisła przygotowuje kartę pracy koni. - Kiedy wyjeżdża do pracy, kiedy z niej wraca, krótko mówiąc taki tachograf dla konia - powiedział nam Tomasz Bujak, burmistrz Wisły.
Nowy regulamin ma określać, ile koń może pracować dziennie. W karcie pracy woźnica będzie miał obowiązek wpisywać, kiedy koń odpoczywał, kiedy pił, co jadł.
Taki "tachograf" woźnica powinien mieć zawsze przy sobie, by w każdej chwili mógł go skontrolować lekarz powiatowy. - Czy koń nie był za bardzo obciążony, czy miał szansę odpocząć - wyjaśnia burmistrz.
Przygotowany przez urzędników regulamin czytają teraz woźnice, mogą nanosić swoje poprawki. Wisła zapowiada, że karta będzie obowiązywać już od przyszłego sezonu zimowego.
Koń, który padł po pracy
Właściciel konia nie chciał z nami rozmawiać. Z ustaleń policji wynika, że Sushi miał 11 lat. Rok temu został zakupiony do pracy w zaprzęgu kuligu. Był w dobrej kondycji, nie chorował.
Policjanci ustalili, że feralnego dnia dnia pracował od godziny 12, czyli zmarł po dwunastej godzinie pracy. W tym czasie odbył pięć przejażdżek, ciągnąc sanie z turystami Doliną Białej Wisełki dwukilometrową trasą z parkingu pod remizą do koliby, pół godziny pod górę, pół godziny w dół. Po każdej przejażdżce miał godzinny odpoczynek, przykrywany był wtedy kocem, pojony i karmiony. Padł martwy, zaraz po zwiezieniu turystów na dół, na parkingu.
Policja oparła ustalenia na wyjaśnieniach właściciela konia i weryfikuje je cały czas z zeznaniami świadków, między innymi uczestnikami tragicznego kuligu.
Ze świadkami zdarzenia rozmawiają także działacze Fundacji VIVA!, którzy opublikowali w sieci relację jednego z nich oraz i wideo nagranego tuż po śmierci konia.
- Uważam, iż sanie mogły być przeładowane (siedziało na nich 14 osób) i konie biegły za szybko - twierdził świadek.
Lekarz weterynarii, który był na miejscu dokonał oględzin konia i stwierdził, że zwierzę nie było zabiedzone. Nie stwierdził zewnętrznych obrażeń, z których mogłoby wynikać, że koń był przedmiotem znęcania się.
Według opinii weterynarza koń padł z powodu zatoru i niewydolności układu krążenia. Jednak nie zarządził sekcji zwłok.
I "prawdziwy koń, który chce pracować"
Woźnica z Wisły, z którym udało nam się porozmawiać po tragedii Sushiego, powiedział nam, że on zabiera do wozu w zaprzęgu najwyżej 12 osób dorosłych plus trójkę dzieci do lat 4.
- Prawdziwy koń, który chce pracować i ma siły, może uwieźć tyle ,ile waży plus pięćset kilo. Więc dobry koń, pracowity może ciągnąć tonę dwieście. Jeden koń - powiedział.
Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja VIVA!