Mieszkanka Katowic latami miała oszukiwać darczyńców, którzy chcieli pomóc lokalnym szkołom i przedszkolom. Pieniądze - w sumie prawie 2 miliony złotych - miały trafiać na prywatne konto kobiety, a placówki dydaktyczne nie otrzymały prawie nic. Policja przeprowadziła w tej sprawie gigantyczne postępowanie, a prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu.
36-letnia katowiczanka wymyśliła sobie, jej zdaniem, prosty i intratny sposób na "zarobienie" ogromnych sum pieniędzy. Jak ustaliła policja, przez 5 lat – od 2012 do 2017 roku, gdy została zatrzymana – prowadziła firmę telemarketingową, której pracownicy oraz sama oskarżona dzwonili do przedsiębiorstw i przekonywali do dokonywania wpłat na rzecz zakupu pomocy edukacyjnych dla szkół i przedszkoli w całym kraju.
- Dzwonili do wytypowanych przedsiębiorców, ustalając wcześniej jakąś pobliską placówkę szkolno-oświatową, i przekazywali informacje przedsiębiorcom, że mogą pomóc tej szkole, do której często chodzili oni sami albo ich dzieci, wnukowie teraz chodzą. Ta szkoła miała dostać książki i inne pomoce edukacyjne, ale tak naprawdę się to nie działo – opowiada starszy aspirant Arkadiusz Ciozak, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Śląskiej.
"Wszystko czarno na białym"
Chętnych było sporo – w sumie darczyńcy przekazali prawie dwa miliony złotych. Jednak, jak ustalono w śledztwie, były one przelewane na prywatne konto właścicielki firmy. - Z tych dwóch milionów złotych tylko 36 tysięcy w ciągu pięciu lat zostało wydanych w rzeczywistości na pomoc dla szkół – twierdzi Ciozak.
Podczas trwającego 2,5 roku śledztwa ustalono, że przez 5 lat kobieta wystawiła blisko 13 tysięcy faktur bez pokrycia. Policjanci przesłuchali 5,5 tysiąca osób. Akta sprawy liczą 190 tomów, a kobieta usłyszała w sumie ponad 10 tysiący zarzutów.
- Ona wyłudzała te pieniądze już z zamiarem, że jej obietnice nie zostaną spełnione – twierdzi policjant. Przekazał nam również, że prokurator, który nadzorował sprawę, skierował już akt oskarżenia do sądu. 36-latce grozi teraz do 8 lat pozbawienia wolności.
Ciozak informuje także, że oskarżona w trakcie śledztwa współpracowała z policjantami, ale zaznacza, że nie miała innego wyjścia, ponieważ ogrom dowodów, zeznań świadków był przytłaczający. - Wszystko mamy czarno na białym – uważa funkcjonariusz.
W tej sprawie oskarżona jest tylko właścicielka firmy. Policja oddzielnie sprawdza, którzy pracownicy jej firmy i w jakim zakresie wiedzieli, że dochodzi do nieprawidłowości.
Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: KMP w Rudzie Śląskiej