Do tragedii doszło przed Kopalnią Węgla Kamiennego Mysłowice. Do mężczyzny wezwano pogotowie. Ratownicy medyczni próbowali go reanimować. Niestety, górnik zmarł. Lekarza nie było na miejscu, a ratownik medyczny mógł tylko wystawić kartę informacyjną, opisującą podjęte działania medyczne. Doszło jednak do błędu i jako miejsce podał Mysłowice, sugerując się nazwą kopalni, która jest na terenie Katowic. Lekarz z terenu Katowic, uprawniony do stwierdzenia zgonu, z powodu błędu w karcie odmówił przyjazdu na miejsce zdarzenia, by wystawić akt zgonu.
"Tłumaczyliśmy, że doszło do pomyłki"
- Ratownik medyczny, zgodnie z obowiązującym prawem nie może wystawić aktu zgonu, który pozwala zabrać ciało. Procedury wyglądają, tak że na miejsce jest przywożony lekarz, który wystawia ten dokument - tłumaczy młodszy aspirant Agnieszka Żyłka, oficer prasowy policji w Katowicach. - Wielokrotnie policjanci tłumaczyli lekarce, że doszło do pomyłki pisarskiej. Lekarka powiedziała jednak, że to nie jej rejon i nie przyjedzie wystawić aktu zgonu. Policjanci byli też osobiście w szpitalu. Wyjaśniali, że do zdarzenia doszło w Katowicach. Niestety, pani doktor ze szpitala nie zmieniła zdania. Dopiero po godzinie 8 rano lekarka z kopalni wystawiła akt zgonu - dodaje.
Ciało górnika karawan zabrał po 10 godzinach od śmierci.
"Wyjaśniamy"
- Z dokumentów, którymi dysponujemy, wynika, że do zgonu doszło w Mysłowicach. Pani doktor, która pełniła u nas dyżur w zakresie nocnej i świątecznej opieki medycznej, właśnie dlatego odmówiła wyjazdu poza teren Katowic. Poinformowała też policjantów, że powinni skontaktować się z odpowiednim lekarzem z Mysłowic. Cały czas wyjaśniamy jednak wszelkie okoliczności tego zdarzenia – tłumaczył katowickiej "Gazecie Wyborczej" Mariusz Kokosza, członek zarządu Szpitala Miejskiego w Murckach.
Autorka/Autor: gp
Źródło: TVN24/Gazeta Wyborcza Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN