10 godzin pilnowali ciała zmarłego przed kopalnią górnika

Taśma policyjna (zdjęcie ilustracyjne)
Katowice. Kopalnia Mysłowice Wesoła. 10 godzin pilnowali przed kopalnią ciała górnika
Źródło: TVN24 Katowice

Miał 58 lat, zasłabł w środę około godziny 22, po zakończeniu zmiany. Ratownicy medyczni próbowali reanimować górnika. Bezskutecznie. Zmarł. Ciało zabrano dopiero po godzinie 8 rano w czwartek. Przez 10 godzin ciała górnika pilnowali policjanci.

Do tragedii doszło przed Kopalnią Węgla Kamiennego Mysłowice. Do mężczyzny wezwano pogotowie. Ratownicy medyczni próbowali go reanimować. Niestety, górnik zmarł. Lekarza nie było na miejscu, a ratownik medyczny mógł tylko wystawić kartę informacyjną, opisującą podjęte działania medyczne. Doszło jednak do błędu i jako miejsce podał Mysłowice, sugerując się nazwą kopalni, która jest na terenie Katowic. Lekarz z terenu Katowic, uprawniony do stwierdzenia zgonu, z powodu błędu w karcie odmówił przyjazdu na miejsce zdarzenia, by wystawić akt zgonu.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE>>>

"Tłumaczyliśmy, że doszło do pomyłki"

- Ratownik medyczny, zgodnie z obowiązującym prawem nie może wystawić aktu zgonu, który pozwala zabrać ciało. Procedury wyglądają, tak że na miejsce jest przywożony lekarz, który wystawia ten dokument - tłumaczy młodszy aspirant Agnieszka Żyłka, oficer prasowy policji w Katowicach. - Wielokrotnie policjanci tłumaczyli lekarce, że doszło do pomyłki pisarskiej. Lekarka powiedziała jednak, że to nie jej rejon i nie przyjedzie wystawić aktu zgonu. Policjanci byli też osobiście w szpitalu. Wyjaśniali, że do zdarzenia doszło w Katowicach. Niestety, pani doktor ze szpitala nie zmieniła zdania. Dopiero po godzinie 8 rano lekarka z kopalni wystawiła akt zgonu - dodaje.

Ciało górnika karawan zabrał po 10 godzinach od śmierci.

Wojewoda wycofuje lekarzy z karetek. Ratownicy: nie zaintubujemy pacjenta, nawet nie stwierdzimy zgonu.

"Wyjaśniamy"

- Z dokumentów, którymi dysponujemy, wynika, że do zgonu doszło w Mysłowicach. Pani doktor, która pełniła u nas dyżur w zakresie nocnej i świątecznej opieki medycznej, właśnie dlatego odmówiła wyjazdu poza teren Katowic. Poinformowała też policjantów, że powinni skontaktować się z odpowiednim lekarzem z Mysłowic. Cały czas wyjaśniamy jednak wszelkie okoliczności tego zdarzenia – tłumaczył katowickiej "Gazecie Wyborczej" Mariusz Kokosza, członek zarządu Szpitala Miejskiego w Murckach.

Czytaj także: