Internautka - zagorzała miłośniczka bocianów - zagląda do ich gniazda na kominie w Pietrowicach Wielkich od lat. Zaobserwowała po kolei: że bociania matka ma ranne oko, że zniknęła z gniazda, wreszcie: że młode słabną. I postawiła na nogi urzędników
Gniazdo bocianie w Pietrowicach Wielkich pod Raciborzem jest objęte monitoringiem wizyjnym. Gdyby nie kamera i czujność jednej internautki, wszystkie bocianie dzieci mogłyby już nie żyć.
Zagorzała miłośniczka bocianów zagląda do ich pietrowickiego domu na kilkunastometrowym kominie od lat. Kilka tygodni temu zaobserwowała, że bociania matka ma zakrwawione oko. Wkrótce matka przestała wracać do gniazda. Znikła.
W piątek internautka zaalarmowała urząd gminy w Pietrowicach: "Z bocianami dzieje się coś złego". Urzędnicy wezwali strażaków. - Natychmiast wysłaliśmy autodrabinę z lekarzem weterynarii - mówi Roland Kotula, dowódca państwowej straży pożarnej w Raciborzu.
Pośpiech okazał się bardzo wskazany. Na miejscu okazało się bowiem, że jedno z dwóch młodych nie żyje. Drugie było bardzo słabe. - Po drabinie do gniazda podeszli weterynarz ze strażakiem. Daliśmy młodemu pierś z kurczaka, którą zafundował urząd - opowiada Kotula.
Lekarz stwierdził, że młode trzeba zabrać i przetransportować do lecznicy dla dzikich zwierząt, czyli pogotowia leśnego w Mikołowie. Tam czekała już na niego gromadka innych ocalałych ptaków.
Prosta zasada: najpierw je tata
- Trwa u mnie sezon na bociany - mówi Jacek Wąsiński, szef pogotowia leśnego w Mikołowie. - Dzisiaj jadę po młode do Koniecpola. Wypadło z gniazda. Wczoraj w Rędzinach młode złamało skrzydło, a jego ojciec uciekł. Dzień wcześniej z Łaz przywiozłem bociana ze złamaną nogą. Ma zdeformowany staw, zabieg prostowania może nie pomóc i pewnie będzie konieczna eutanazja. Bocian bez nogi nie da rady, dużo chodzi, a lekki nie jest. Tego samego dnia inny bocian zginął po tym, gdy wpadł na druty.
Historie mikołowskich rekonwalescentów bywają dramatyczne. Jeden maluch został wyrzucony z gniazda przez własnych rodziców, którzy stwierdzili, że nie dadzą rady go wykarmić. Był czwarty z dzieci i najmniejszy. Na szczęście jego upadek zamortyzowały gałęzie drzewa.
Maluch z Pietrowic nie ma żadnych uszkodzeń i już sam je. Nie będzie mógł wrócić do swojego domu. Po rehabilitacji odleci z Mikołowa do ciepłych krajów.
Wąsiński przypuszcza, że bociania matka z Pietrowic zginęła i wtedy ojciec przestał karmić młode. - Nam się to wydaje niehumanitarne, ale w przyrodzie jest to jak najbardziej uzasadnione. Dorosły jest troskliwy, ale kiedy zostaje sam, przestaje zajmować się dziećmi, bo przede wszystkim musi zadbać o siebie. Prosta zasada.
Każdy bocian na wagę złota
Szef leśnego pogotowia apeluje, abyśmy dbali o bociany. - Ten ptak jest symbolem Polski, tymczasem Hiszpania już nas wyprzedziła. Ma więcej bocianów. Nie wystarczy ochrona siedlisk i specjalne przepisy. Potrzeba łąk. Bocian nie wyżywi się na ugorze. Każda sztuka jest na wagę złota - mówi Wąsiński.
Z ogólnopolskiego liczenia bocianów w 2014 roku wynika wstępnie, że w ciągu 10 ostatnich lat ubyło nam od 15 do 20 proc. bocianów. Najwięcej na zachodzie i południu kraju, gdzie bocianów jest mniej o jedną trzecią. Główne powody: intensywne rolnictwo, regulacja rzek i osuszanie dolin rzecznych. - Zamiast łąk, naturalnych żerowisk bociana, mamy coraz więcej lasów albo wielkie połacie rzepaku - dodaje Adam Karłowski z Towarzystwa Przyrodniczego Bocian.
Strażacy uratowali bociana w Pietrowicach Wielkich:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mag/kv / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Mirosław Wąsiński