Do 13-letniego Pawła dwukrotnie wzywano pogotowie. Jego mama mówiła lekarzowi, że syn od niemowlęctwa ma zastawkę w mózgu i właśnie ma objawy jej dysfunkcji, co wymaga natychmiastowej hospitalizacji. Lekarz jednak odmówił zabrania chłopca do szpitala, a za drugim razem nie transportował go w trybie pilnym. Właśnie usłyszał zarzut. Aktywny niegdyś chłopiec, dzisiaj nie ma kontaktu ze światem.
Prokuratura okręgowa w Gliwicach od sierpnia 2018 roku prowadziła śledztwo w sprawie bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia Pawła Reka z Rybnika, wtedy miał dwanaście lat.
6 marca zarzut z artykułu 160 § 2 usłyszał lekarz pogotowia, kierownik zespołu ratownictwa, który 12 czerwca 2018 roku dwukrotnie był wzywany do chłopca i zdaniem prokuratury popełnił błędy: najpierw nie zabrał go do szpitala, a za drugim razem nie zrobił tego natychmiast.
Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Kodek Karny, § 1, 2
Lekarz nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. Grozi mu do pięciu lat więzienia. Do rozstrzygnięcia prokurator zawiesił go w zawodzie.
"Co wyście tam zażywali?"
Paweł Rek w reportażach programu "Uwaga!" TVN pływa w basenie, jeździ na nartach, bawi się w parku linowym. To archiwalne rodzinne zdjęcia. Gdy reporterka "Uwagi!"odwiedziła go po 12 czerwca, leżał nieruchomo w szpitalu.
Normalnie funkcjonował, mimo że urodził się z wodogłowiem. Życie i sprawność gwarantowała mu zastawka w mózgu.
Rodzice Pawła wiedzieli, że z wiekiem zastawka może przestać działać. Wiedzieli, że pojawią się wtedy zawroty głowy, nudności, omdlenia i trzeba natychmiast jechać na operację. Jak mówili w "Uwadze!", poinformowali o tym także dyrekcję szkoły syna.
Feralnego 12 czerwca Paweł był na wycieczce szkolnej. Prokuratura potwierdziła w śledztwie opowieść rodziców i kolegów chłopca, że poczuł się źle w autobusie w drodze powrotnej. Został wyprowadzony z autobusu przez kolegę i szli razem do domu Pawła, ale jego stan się pogarszał. Wtedy kolega chłopca wezwał pogotowie.
Uwaga dotarła do rozmowy z dyspozytorem pogotowia.
- Ja chciałem wezwać karetkę, ponieważ kolega okropnie wymiotuje, źle się czuje i omdlewa nam - mówi kolega.
- Co wyście tam zażywali? - pyta dyspozytor.
- Proszę? Jeszcze raz powtórzy pan?
- Zażywaliście coś?
- Nie, no pan jest chory? Zażywaliśmy coś?
Pogotowie przyjechało. Wtedy przy Pawle był już policjant, który akurat tamtędy przychodził i udzielał mu pierwszej pomocy i była mama, która mieszka nieopodal.
Prokuratura podkreśla jako istotną informacjeę, że matka już wtedy poinformowała lekarza o zastawce i że objawy syna mogą świadczyć o jej dysfunkcji i konieczności natychmiastowej hospitalizacji.
- Lekarz nie podzielił tych informacji, pogotowie odjechało, a chłopiec znalazł się w domu pod opieką matki - mówi Joanna Smorczewska, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Gliwicach.
Kobieta ponownie wezwała pogotowie z powodu nadmiernej senności dziecka.
- On teraz jest taki osowiały, że on ani do mnie nic nie mówi - słuchamy nagrania rozmowy matki z pogotowiem w reportażu.
- Ale co, on śpi teraz proszę pani w tej chwili? - pyta dyspozytorka.
- No śpi tak twardo, że ani nic. Tylko on ma wodogłowie, tę zastawkę i skarżył się na bóle głowy.
- Próbowała go pani dobudzić i nie szło, tak?
- Tak, nie idzie - mówi matka. I słyszymy, jak zwraca się do syna: Paweł, halo, Pawełek.
Do Reków przyjechał ten sam zespół pogotowia, co poprzednio. - Podjął już decyzje o przewiezieniu chłopca do szpitala, natomiast nie odbyło się to w trybie pilności jeden, co zdaniem prokuratora referenta jest również błędem lekarza kierownika zespołu ratownictwa - mówi Smorczewska.
W pierwszej karcie zlecenia wyjazdu zespołu ratownictwa medycznego do Pawła, który pokazała Uwaga, czytamy, że powodem wezwania było "zasłabnięcie, mdleje, wymiotuje".
W drugiej karcie, po drugim wezwaniu jako powód podano: nieprzytomny, bóle głowy, wodogłowie, śpi, nie można go dobudzić, bez kontaktu". Na miejscu lekarz dowiedział się także o zastawce, co opisał w wywiadzie, jednak podsumował: dziecko symuluje, udaje nieprzytomnego.
Dopiero w szpitalu podjęto decyzję o natychmiastowej operacji.
"Od tego czasu nie odezwał się"
Prokurator Smorczewska: - Niestety stan chłopca jest bardzo ciężki. Jest on trwale pod opieką lekarzy, obecnie jedynie wodzi wzrokiem za osobami, które znajdują się w jego pobliżu i nieznacznie porusza kończynami. Natomiast przed zdarzeniem był to normalnie, wysoko funkcjonujący chłopiec, świetny uczeń, zupełnie samodzielny.
Mama Pawła: - on wyszedł na tę wycieczkę i jeszcze mi pomachał, bo zawsze mieliśmy tę tradycję, że "mamo idź do okna, a ja będę na dole i ty mi będziesz machać. No i mu pomachała. I potem te ostatnie słowa, jak na ławce siedział: mamo, mnie boli głowa, ja tak boję się tej operacji. I to były jego ostatnie słowa. Od tego czasu nie odezwał się. Nam brakuje strasznie tego.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice, UWAGA TVN
Źródło zdjęcia głównego: pomagam.pl