- Myśmy nigdy się na siebie nie pogniewali - mówi Genowefa Pantoł, która przeżyła z mężem Michałem 70 lat. On ze Wschodu, ona z Wielkopolski. Poznali się w Jeleniej Górze. Na stałe osiedlili się w Chorzowie. Mają dwie córki, troje wnucząt, dwoje prawnucząt. - I między nimi też nigdy nie było żadnych niedomówień - dodaje jubilatka.
Genowefa i Michał Pantoł z Chorzowa świętowali dzisiaj kamienne gody. Urzędnicy nazywają ich "rekordową parą". Przeżyć razem 70 lat to rzadkość.
A przeżyć tyle bez jednej kłótni?
Gniezno, Pawłokoma, Cieplice
Gdyby nie wojna, pewnie by się nie poznali. Przez moment mieszkali w tym samym województwie. On w rodzinnej Pawłokomie, wsi pod Przemyślem, która niechlubnie zasłynie z walk polsko-ukraińskich. Ona w Krośnie - po wybuchu II wojny Niemcy wywieźli tam jej rodzinę z Gniezna.
Ale na Podkarpaciu nigdy się nie spotkali.
- Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, kto nas tu może odwiedzać w tych Cieplicach i zbiegłam po schodach.
Cieplice - druga strona Polski. Dzisiaj dzielnica Jeleniej Góry. Pod koniec wojny ojciec Genowefy, urzędnik dostał służbowe przeniesienie do Cieplic, wtedy siedziby urzędu ziemskiego na Dolnym Śląsku, bo Wrocław był w gruzach.
U drzwi stał Michał. Przyjechał do siostry. Tu sprawa trochę się komplikuje.
Ojciec Genowefy rozwiódł się i w Cieplicach zamieszkał z przyjaciółką. Tę przyjaciółkę odnalazła tam koleżanka z Pawłokomi i zamieszkała z nimi. Właśnie do tej koleżanki przyjechał brat, Michał, przyszły mąż Genowefy i też u nich zamieszkał.
Ale wtedy jeszcze się w sobie nie zakochali.
Michał się wyprowadził, spotykał Genowefę w drodze na uczelnię w Jeleniej Górze. Wracali razem tramwajem, wieczorami on odprowadzał ją do domu.
Ślub był 22 lutego 1947 roku, ona miała 21 lat, on 23.
Śmierć w obozie, spalony dom
- Jak przełamywaliście kryzysy? - pytamy.
- Ale myśmy nigdy się na siebie nie pogniewali. Jeśli był jakiś spór, to nie trwał dłużej niż 5 minut. Od razu musiała być zgoda. Nie było cichych dni - opowiada pani Genowefa.
Nie było też fajerwerków, wielkiej pasji, która łączy pary. Lubili dom, posiedzieć razem przed telewizorem, spotkać się z rodziną, rodzina była najważniejsza. Doczekali się dwóch córek, trojga wnucząt, dwojga prawnucząt. Jeździli razem na weekendy, na wczasy, ale tylko w Polsce. Dopóki pan Michał 12 lat temu nie przeżył udaru.
Oboje pracowali, ona gotowała i sprzątała, on pucował auto, tradycyjnie.
Po ślubie mieli własne mieszkanie i świetne posady w fabryce maszyn rolniczych, która tak naprawdę produkowała sprzęt wojskowy. Rzucili wszystko i wyjechali do ojca Michała. Matka, Ukrainka, zginęła w obozie w Oświęcimiu, dom z całym dobytkiem w Pawłokomi spalili Ukraińcy. Dwaj bracia Michała poszli do wojska. A ojciec, jako mąż Ukrainki, został przesiedlony pod Szczecin i został sam.
Na stałe osiedlili się dopiero w Chorzowie, gdzie ściągnął ich brat pana Michała. Tu ich pierwsza córka zaczęła szkołę. Tutaj druga poznała Węgra i wyjechała do jego kraju.
Co po takich doświadczeniach mogłoby być powodem do kłótni? Pani Genowefa: -Dużo rozmawiamy, tak wychowywaliśmy dzieci. W ich rodzinach i u wnuków też nigdy nie było niedomówień.
I podaje przepis na długie pożycie: - Uśmiechać się i ładnie chodzić. Stawiać ładnie nogi. Dbać o siebie.
Nikt tego rekordu nie pobił
W 2012 r. w Chorzowie Batorym taka samą rocznicę obchodziło małżeństwo Hatko. Nikt tego rekordu w tym mieście nie pobił.
Pantołom życzenia złożyli urzędnicy.
Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: UM Chorzów