52-latek skaleczył się w rękę piłą spalinową. Na miejsce przyjechali strażacy i policjanci, bo nie było wolnej karetki. - Podjęli odważną decyzję i zawieźli go do szpitala radiowozem. Mężczyzna mógł nie tylko stracić dłoń, ale i wykrwawić się na śmierć. Liczyły się minuty – mówi policjant.
Czwartek 17.49. Policja dostaje zgłoszenie z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego, że na podwórzu przy ulicy Barlickiego w Bielsku-Białej 52-letni mężczyzna skaleczył się piłą spalinową w rękę.
Gdy policjanci przyjeżdżają na miejsce, jest już tam straż pożarna, również wezwana przez WCPR. Pogotowia brak. Policjanci i strażacy dowiadują się, że nie ma wolnej karetki.
O 18.23 ranny jest już w bielskim szpitalu wojewódzkim. - Policjanci podjęli odważną decyzję i zawieźli go radiowozem – mówi Roman Szybiak, rzecznik bielskiej policji. Przed transportem mężczyzna został opatrzony przez strażaków, którzy towarzyszyli mu w drodze do szpitala.
- To była głęboka rana w okolicy nadgarstka, prawie amputacja. Mężczyzna niemal odciął sobie dłoń. Mógł ją nie tylko stracić, ale i wykrwawić się na śmierć. Liczyły się minuty – wyjaśnia rzecznik.
Do wyboru mieli policyjny volkswagen transporter i strażacki wóz gaśniczy. Wyruszyli mniejszym autem, czyli volkswagenem, ponieważ Barlickiego to wąska, jednokierunkowa ulica w ścisłym centrum miasta, przecina ją deptak, pełna jest pieszych.
Nagłe zatrzymanie krążenia, upadek na ulicy
To nie pierwszy raz, kiedy do chorego zamiast ratowników medycznych wysyłani są strażacy czy policjanci. Zdarzało się tak nie tylko w czasie pandemii, kiedy pogotowie obciążone jest wyjazdami do chorych na COVID-19 i często nie dysponuje wolna karetką. Liczby wyjazdów pokazują jednak ogromną różnicę. W 2019 roku śląscy strażacy wyjeżdżali do izolowanych zdarzeń medycznych 141 razy. W roku ubiegłym - 123. W bieżącym, czyli w ciągu trzech miesięcy - aż 161.
W poniedziałek strażacy zostali wysłani do miejscowości Pradła pod Zawierciem, do 70-letniego mężczyzny, u którego podejrzewano nagłe zatrzymanie krążenia. Dotarli na miejsce w 9 minut. Jak mówił nam Grzegorz Nowak, rzecznik PSP w Zawierciu, 70-latek nie wykazywał oznak życia. Mimo reanimacji nie udało się go uratować.
We wtorek po godzinie 19 policjanci zastępowali zespół pogotowia przy 35-letnim mężczyźnie, który przewrócił się na ulicy Mickiewicza. - Policjanci zastali go leżącego, krwawił z głowy – mówi Mirosław Szymański, rzecznik policji w Raciborzu. - Opatrzyli mu ranę i przykryli go kocem termicznym. Wezwali straż, bo oni mają więcej sprzętu medycznego niż my. Strażacy rozstawili parawan, ułożyli mężczyznę na desce.
I czekali tak na karetkę ponad półtorej godziny. Nie zdecydowali się zawieźć 35-latka do szpitala.
Karetka to mały OIOM na kółkach
- Każdy policjant jest po kursie z udzielania pierwszej pomocy, jesteśmy pierwsi na wypadkach drogowych. Niektórzy są pełnoprawnymi ratownikami medycznymi. W sytuacji zagrożenia życia eskortujemy chorych, rodzące kobiety, dziecko po wypadku – mówi Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Policyjne eskorty rodzących, tylko z marca tego roku:
"Żonie odeszły wody płodowe". Do szpitala po drugiej stronie miasta pilotowali ich policjanci Zamiast mandatu eskorta pod drzwi szpitala - Ale nie możemy ich przewozić, bo radiowozy nie są do tego przystosowane. Moglibyśmy przynieść więcej szkody niż pożytku – mówi Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji. - Człowiek z urazem głowy mógłby w trakcie transportu doznać krwotoku i co wtedy? A jeśli doznał także urazu kręgosłupa? Musi być w pozycji leżącej, unieruchomiony, a my nie mamy nawet noszy. Przeprowadzamy resuscytację, jeśli jest konieczna, i czekamy na karetkę – dodaje Jachimczak.
Straż pożarna wyposażona jest w defibrylator i torbę medyczną, ale również bardzo rzadko transportuje pacjentów. - Ostatnio zdarzyło się tak w powiecie żywieckim. U chorego podejrzewano zawał mięśnia sercowego. Nie było wolnej karetki, a ponieważ był to teren górzysty, lotnicze pogotowie ratunkowe miało problem z wylądowaniem. Chory dowożony był do szpitala wozem strażackim, ale w obecności lekarza, który zdecydował o konieczności nietypowego transportu z uwagi na stan zagrożenia życia – mówi Aneta Gołębiowska, rzeczniczka śląskiej Państwowej Straży Pożarnej.
- Chory czy ranny może mieć schorzenia lub obrażenia, których nie rozpoznają strażak czy policjant bez kwalifikacji ratownika medycznego. Dlatego zgodnie z procedurami nie mogą przewozić chorych. Również dlatego, że stan pacjenta może pogorszyć się w trakcie transportu, a karetka pogotowia to taki mały OIOM na kółkach - mówi Iwona Wronka, rzeczniczka Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Odradza także transportowanie bliskich do szpitala prywatnymi samochodami bez uprzedniej konsultacji z dyspozytorem pogotowia lub lekarzem.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24