Bez polityki
Prońko: Lekiem na złość jest heavy metal. Ściana dźwięku odcina mnie od świata
Niezależna. Uparta. Od 30 lat jest sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Muzyka to 90 procent jej życia. Nie chce się zmieniać. I choć, jak twierdzi, gwiazdą się nie czuje, niewątpliwie jest jedną z najjaśniejszych wokalistek jazzowej, rockowej i współczesnej estrady. Świeci, gdy wychodzi na scenę. - Nie musiałam się rozpychać. Zawsze szłam obok głównego nurtu show biznesu. Czułam się pewnie w tym, co robię, dlatego nikt w drogę mi nie wchodził - mówi Krystyna Prońko w programie "Bez polityki" w TVN24 GO. Na scenie jest od ponad 50 lat. Na jej koncerty przychodzi bardzo dużo młodych osób. Prońko nie wyobraża sobie, by ciągle śpiewać te same hity. Ciągnie ją w różne muzyczne zawirowania. Obecnie, jak zdradza Piotrowi Jaconiowi, pracuje nad nowym albumem. Do sprzedaży ma trafić jeszcze w tym roku. W swojej zawodowej karierze artystka prowadziła również warsztaty dla wokalistów i klasę śpiewu. - Profesorką byłam wymagającą. Nigdy nie było tak, że udzielałam porad krytycznych, dlatego nie ma mnie w programach typu talent show. Ja tego nie znoszę. Nie wiem, jakie trzeba mieć w sobie samozaparcie, żeby w takich programach występować - mówi. Lek na całe zło? - Każde zło mnie obchodzi i strasznie go nie lubię. Ze stanu złości czy myślenia o złych sprawach wyprowadza mnie bardzo głośna muzyka w wykonaniu zespołu heavy metalowego, bo wtedy ściana dźwięku odcina mnie od świata - zdradza. Śmieje się, że "w tej muzycznej drodze jest na wylocie". - Cały czas coś robię, ale to nie jest początek, środek. Mam tyle lat, ile mam, więc patrząc realnie, siły mi kiedyś zabraknie - mówi.