Wziął taboret, postawił go pod drzwiami i wszedł na niego. Bez problemu otworzył drzwi i udał się w "podróż życia" - nie do Peru, nie do Chile, ale na warszawskie lotnisko, żeby popatrzeć na samoloty. Marzenie niby skromne, chociaż jak się ma trzy lata, to rzadko kombinuje się, którym autobusem najlepiej przejechać przez zakorkowane centrum...
Trzyletni Mikołaj to wyjątkowo kulturalny uciekinier. Nie dość, że uciekając nie zapomniał odstawić taboretu (dzięki któremu wspiął się do zasuwy w drzwiach) na miejsce, to kiedy już "wpadł w ręce" policji - bardzo chętnie wskazał funkcjonariuszom drogę do swojego domu. Zrobił, co miał do zrobienia, więc nie było sensu dłużej zostawać na gigancie - tym bardziej, że mama w końcu mogłaby się zacząć niepokoić...
Niegrzeczny, ale za to jaki samodzielny
Młody Mikołaj - bo tak ma na imię lotniskowy uciekinier - skrzętnie zaplanował swoją podróż. Na lotnisku był kilka dni wcześniej, dzięki czemu nie zdążył jeszcze zapomnieć, w którą stronę trzeba jechać i w jaki autobus wsiąść. Trafił bez problemu, ale - czego już nie przewidział - patrząc na startujące samoloty, wzbudził spore zainteresowanie pozostałych gapiów. W końcu trzylatkiem zainteresowali się policjanci. Mikołaj od razu "poszedł na współpracę" i grzecznie wskazał, gdzie trzeba go odwieźć.
Dlaczego uciekł? - Bo niegrzeczny jestem - przyznaje Mikołaj z rozbrajającą szczerością. Mama Lidia załamuje ręce i przyznaje, że czasem brakuje jej już pomysłów, jak utemperować pomysłowość swojego syna. Cieszy się jednak, że "gigant" trzylatka trwał zaledwie parę godzin.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24