Lea T., najsławniejszy transseksualista w świecie mody, wraca do rodzinnego kraju, w którym był jeszcze mężczyzną. Ma być gwiazdą Sao Paulo Fashion Week. Ale brazylijskie media bardziej interesuje jak przyjmie ją ojciec – legendarny piłkarz Toninho Cerezo. Jako surowy katolik wyparł się syna, na wieść, że stał się... córką.
Największa sensacja świata mody ostatnich miesięcy urodziła się jako mężczyzna Leandro Cerezo, a dziś jest kobietą i nazywa się Lea T. Świat o niej usłyszał, gdy została twarzą ostatniej kampanii reklamowej francuskiego domu mody Givenchy, gdzie jej przyjaciel Riccardo Tisci jest dyrektorem artystycznym.
A gdy „Vogue Paris”, elegancki magazyn mody, opublikował jej rozebrane zdjęcie, wybuchł skandal. Okazało się, że 30-letnia Lea wciąż ma atrybuty mężczyzny, ale chwali się także kobiecym biustem.
Gwiazda na zaproszenie
Jej debiutem w świecie mody zainteresowały się media, również te poważne - m.in. „The New York Times” i „The Guardian” poświęciły jej artykuły. Agencja modelek Women zwietrzyła interes i podpisała z nią kontrakt. Lea tylko w ciągu jednego tygodnia została zaproszona na... 400 castingów.
Branża mody, która jest opanowana przez homoseksualistów i otwarta na różnorakie odmienności, szybko ją pokochała. Już jako zawodowa modelka pojawiła się na ubiegłorocznych Tygodniach Mody w Paryżu i Nowym Jorku. Teraz zaproszenie przyszło z Brazylii, jej rodzinnego kraju. Znany projektant Alexandre Herchcovitch (ma polskie korzenie) poprosił, by wystąpiła na jego pokazie mody podczas Sao Paulo Fashion Week, który potrwa od 28 stycznia do 2 lutego.
Lea, obok supermodelek Gisele Bundchen i Lary Stone, ma na wybiegu prezentować sukienki na zimę 2011 i być największą gwiazdą imprezy.
Tata się modlił
Jej pierwszym od wielu lat przyjazdem do ojczyzny interesują się brazylijskie media. Odwiedziły jej ojca – legendarnego piłkarza Toninho Cerezo, który w swoim kraju jest czczony niczym Bóg. Niegdyś sławny jak Falcao, Sócrates i Zico, a dziś menedżer klubu piłkarskiego Sport, wciąż znany jest ze swego wizerunku twardziela.
Gdy zdjęcia reklamowe Givenchy z jego dzieckiem ukazały się w europejskich magazynach, on nic o tym nie wiedział. Dziennikarz z gazety codziennej „Extra” zadzwonił i zapytał, co słychać u jego córki, ten odparł, że ma syna o imieniu Leandro. Jak usłyszał, że on teraz ma na imię Lea, rzucił słuchawką. Innemu tytułowi zaczął mówić, że ma już tylko troje dzieci.
- Zawsze różniłam się od innych chłopców w Belo Horizonte, gdzie dorastałam. Tata, który był bardzo zajętym piłkarzem, rzadko wpadał do domu. I zawsze pytał, co złego się ze mną dzieje, bo jako latynoski macho nie mógł zaakceptować, że zachowuję się, jak dziewczyna. Będąc żarliwym katolikiem przez lata się modlił o to, by jego syn nie był gejem – opowiada Lea w wywiadzie dla „Vanity Fair”.
Jestem samotna i samotna umrę
Dlatego jako młody chłopiec uciekła do Mediolanu, gdzie w wieku 17 lat spotkała projektanta Riccardo Tisci i została jego asystentem. To on ją namówił na zmianę płci. - Transformacja to był bardzo ciężki proces. Branie hormonów, depresja, śmiechy ludzi za moimi plecami... Riccardo chciał, żebym poczuła się szczęśliwa i zaangażował mnie do kampanii reklamowej Givenchy, by zrobiono mi piękne zdjęcia – opowiada w „New York Times”.
Tisci nieoficjalnie ją zaadoptował. W podzięce, Leandro stając się Leą, pierwszą literę jego nazwiska zaczął używać jako swój pseudonim. Już jako Lea T. podbił świat mody. Ale i w nim funkcjonuje jako ciekawostka. - Jako transseksualne dziecko byłam samotna. Po operacji urodziłam się na nowo, ale znów stałam się samotna. I samotna umrę. To cena, jaką zapłacę za swoją odwagę – powiedziała „The Guardian”.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Women Management