Kierowcy miejskich autobusów w Kędzierzynie Koźlu poza kierowaniem mają jeszcze jeden obowiązek, i to nie mniej ważny. Muszą... liczyć pasażerów. I liczą, czasami strzelają, ile osób wsiada i wysiada. Na każdym przystanku. A wszystko to przez wymóg Unii Europejskiej, który zbyt nadgorliwie przestrzegany jest przez dyrekcję MZK.
Ilu pasażerów wysiadło i wsiadło liczy kierowca, który na każdym przystanku bacznie obserwuje migracje w swoim pojeździe. I na każdym przystanku tworzy specjalną notatkę.
Cenne informacje trafiają bowiem na specjalny wykres tak zwanej potokowości, czyli danych o pasażerskiej frekwencji.
Rachmistrz, ale mistrz kaligrafii już niekoniecznie
Zadanie łatwe to nie jest - przyznają kierowcy. - Jeżeli jest duże natężenie ruchu, no to się pisze, no powiedzmy, się strzela - przyznaje ze skruchą Mirosław Peljan, kierowca autobusu MZK w Kędzierzynie-Koźlu.
Ale to nie koniec pracy związanej z obliczaniem potokowości. Bo po kursie, kierowcy zanoszą swoje notatki do referentek. I te muszą podliczyć wszystkich pasażerów.
A to też zadanie niełatwe, bo kierowca z talentem do liczenia może mieć problem z kaligarfią, więc i referentka może mieć problem z odróżnieniem 2 od 6, 6 od 8. - No ciężko jest, bo to są czasami herezje wręcz - mówi Daria Diakowska, referentka MZK w Kędzierzynie-Koźlu.
Policzeni pasażerowie na pięć lat trafiają do segregatorów.
Autobus za liczbę pasażerów. Od Unii dla Kędzierzyna
Mieszkańcom (nie tylko pasażerom) Kędzierzyna w absurd ten trudno uwierzyć. - Przecież ten kierowca jest tak zajęty jazdą, kierownicą, a jeszcze ma liczyć pasażerów. To jest coś nie tak. Naprawdę nie tak - mówi jedna z pasażerek.
Po chwili zwątpienia pojawia się jednak pytanie: kto wymyślił obowiązek liczenia pasażerów?
Tak zdecydował dyrektor Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w Kędzierzynie Koźlu, który jednak dodaje: to nakazała Unia.
Bo to UE dotowała zakup autobusów i ona wymagała obliczeń nt. pasażerów. - Jeżeli się pozyskuje skądś coś, trzeba w zamian coś dać, więc tu akuratnie wymyślono taka formę a nie inną. I mówię, nie chce tej sprawy komentować - mówi Jerzy Sadyk, zastępca dyrektora MZK w Kędzierzynie-Koźlu.
Można prościej. Ale po co...
Tę absurdalną sytuację możnaby zakończyć konstatacją, że Unia znów wymyśliła coś głupiego, nieżyciowego i bezsensownego. Możnaby, gdyby nie jeden, wynikający z dokumentów, szczegół.
Unia, choć faktycznie wymagała obliczeń potokowości, wcale nie nakazała, by dokonywali ich kierowcy. Pomiarów można dokonać w inny, zdecydowanie bardziej prosty sposób. - Na przykład na podstawie danych księgowych, to jest identyfikacji liczby sprzedanych biletów jednodniowych i miesięcznych - informuje BeataPierzchlewicz z Urząd Miasta w Kędzierzynie-Koźlu.
Dlaczego więc dyrekcja MZK, zamiast na to wpaść, nakazała liczenie potokowości kierowcom? Cóż, niezbadane są rwące potoki dyrektorskich pomysłów.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN