4 tysiące ludzi obrzucających się 500 tonami owoców. Takie widowisko można było podziwiać we włoskim mieście Ivrea na północy kraju. Po bitwie cztery osoby trafiły do szpitala, ale rannych było znacznie więcej.
Batalia, polegająca na obrzucaniu się tonami cytrusów, budzi coraz więcej zastrzeżeń. Uczestnikom zarzuca się brutalność i agresję. W tym roku rannych zostało 113 osób. Coraz częściej "wojownikom" wyrzuca się również marnotrawstwo.
Poturbowanym uczestnikom zabawy oraz obserwującym ją turystom, którzy także ucierpieli trafieni owocami, pomocy udzielano w specjalnym punktach medycznych.
Na "pomarańczową bitwę" w ostatnią niedzielę karnawału przybyło 60 tysięcy ludzi. To mniej niż w ubiegłych latach. Prawdopodobnie turystów głównie zniechęciła deszczowa pogoda. Nie bez znaczenia jest też obowiązkowa opłata dla wszystkich uczestników zabawy spoza miasta. Jej wysokość to 6 euro od osoby.
"Bitwa na pomarańcze" związana jest ze średniowieczną legendą. Głosi ona, że w XII wieku młoda dziewczyna z Ivrei, córka młynarza, odrzuciła zaloty bogatego despoty. Oprócz tego pozbawiła go życia odcinając mu głowę. W ten sposób uwolniła miasto od jego tyranii. Pomarańcze są symbolem głowy despoty.
Przez lata legenda ewoluowała i tak od 1930 roku dziewczęta obrzucają cytrusami chłopców, by zwrócić ich uwagę.
Źródło: PAP, Reuters, IAR, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Reuters