Porwał swoją córkę i wpadł w ręce policji. Gdy przedstawił dokumenty, okazało się, że nazywa się Clark Rockefeller. Szybko się okazało, że mężczyzna nie jest Amerykaninem o słynnym nazwisku, a Niemcem, który przed laty wyemigrował do Nowego Świata.
Zaczęło się od zniknięcia dziewczynki w Bostonie w końcu lipca. Po przeprowadzeniu wstępnego śledztwa, uwaga detektywów spoczęła na jej ojcu.
Ślad w LA
Jak się okazało, przed laty mieszkał on w Los Angeles i tam policjanci postanowili szukać tropu. Po rozmowach z dawnymi sąsiadami rzekomego Rockefellera (należy nadmienić, że jedna z pierwszych firm przyszłego rodu potentatów nazywała się właśnie Clark & Rockefeller), zaczęli podejrzewać, że nie jest tym, za kogo się podaje.
Śledczy zbadali dokumenty imigracyjne sprzed ponad 30 lat i doszli do wniosku, że mężczyzna w gruncie rzeczy nazywa się Christian Gerhartsreiter. Na jego karcie imigracyjnej znajdowały się odciski palców, które policjanci porównali ze śladami znalezionymi w Bostonie w miejscu porwania. Pasowały idealnie.
Człowiek o wielu twarzach
Przeszłość "Rockefellera" budzi coraz większe wątpliwości organów ścigania. Jak wykazało śledztwo FBI, w ostatnich czterech dekadach mężczyzna mieszkał w tak różnych miejscach Stanów Zjednoczonych jak Kalifornia, Wisconsin i Massachusets i używał nazwisk Chris Crowe, Chris Chichester, Charles Smith i Chip Smith.
Jego postać wiążą teraz śledczy z tajemniczym zniknięciem małżeństwa Jonathana i Lindy Sohus w 1985 roku. Jak dotąd, sprawa była właściwie nietknięta. Teraz wyszło na jaw, że w tym właśnie czasie "Clark Rockefeller" wynajmował pokój w domu matki zaginionego. W kilka lat po zniknięciu pary, w ogrodzie tego domu wykopano kości. FBI sprawdzi teraz, czy kości nie należą do Jonathana Sohusa. Christian Gerhartsreiter zaprzecza, jakoby cokolwiek miał z tą sprawą wspólnego.
Źródło: APTN
Źródło zdjęcia głównego: aptn