Ares ma być rakietą, która rozpocznie nową erę lotów księżycowych. Chyba, że rozbije się o platformę startową lub wytrzęsie na śmierć swoich pasażerów.
20 miliardów dolarów - takiej sumy bronić musi NASA, aby Amerykanin mógł ponownie (bądź, jak niektórzy sądzą, pierwszy raz) stanąć na Księżycu dzięki rakiecie Ares. Program jest bowiem zagrożony, po tym, jak ujawniono, że maszyna jest niebezpieczna.
Nie do śmiechu
Sprawa musi być bardzo poważna, skoro jeden z głównych inżynierów zrezygnował ze swojego stanowiska z powodu "katastrofalnego poziomu ryzyka". Pojawiają się też głosy, że znacznie sprawniej i taniej można by osiągnąć Srebrny Glob lecąc projektem konkurencyjnym - rakietą Jupiter.
- NASA ma przed sobą zderzenie z rzeczywistością i nie wiem, jak z tego wyjdzie - powiedział Jeff Finckenor, inżynier w Nasa Marshall Space Flight Centre w Alabamie odchodząc ze stanowiska.
Wspólnie z weteranami
Kosmiczna agencja przyznaje, że przy niesprzyjających okolicznościach rakieta może wysadzić swoją platformę startową. Innym problemem jest bardzo wysoki poziom wibracji, jaki rakieta może osiągnąć przy starcie. Tak silny, że mógłby zagrozić życiu astronautów.
Przedstawiciele NASA uważają jednak, że przeszkody zostaną pokonane do planowanej daty lotu na księżyc w 2020 roku (a wcześniej powrotu w kosmos w 2014 roku). Aby to się jednak udało trzeba specjalistów z... 1960 roku, którzy pracowali nad programem Apollo/Saturn w czasach pierwszego lotu na księżyc.
- To ekscytujące - powiedział Steve Cook, zarządzający projektem Ares. - Nie było wcześniej takiej sytuacji... mamy zaszczyt pracować z weteranami lotów projektów Apollo/Saturn, którzy są po prostu najlepsi - zapewnił.
Źródło: PAP, timesonline.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: nasa.gov