|

Zabójcze pszczoły, słonie i płonące ptaki. Ukraiński słodziak Patron nie był pierwszym zwierzakiem na wojnie

Airedale teriery w maskach gazowych
Airedale teriery w maskach gazowych
Źródło: Getty Images

Ratują, szpiegują i przekazują meldunki. Ostrzegają własne oddziały przed skażeniem bronią masowego rażenia i zbliżającym się ostrzałem. Walczą, a za swoje poświęcenie otrzymują najwyższe wojskowe odznaczenia. Brzmi jak opis armii wszechstronnie wyszkolonych komandosów? Nic bardziej mylnego. Mowa tu o zwierzętach, które towarzyszą żołnierzom w dzień i w nocy na frontach wszystkich wojen, które przetaczają się przez świat od czasów starożytnych.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Wszyscy byliśmy świadkami nietypowej ceremonii w Pałacu Maryńskim w Kijowie, gdzie prezydent Wołodymyr Zełenski, w obecności premiera Kanady Justina Trudeau i mediów, odznaczał psa imieniem Patron (pol. Nabój) medalem "Za ofiarną służbę". Ale dla jego przewodnika Mychajły Iljewa, sapera z obwodu czernihowskiego, wysokie odznaczenie państwowe dla zwierzęcia nie było niespodzianką. Rudy Jack-Russell terrier w pełni na nie zasłużył, wykonując podobnie jak człowiek ryzykowne frontowe rozkazy.

Służba przy wykrywaniu min pozostawionych przez wycofujące się rosyjskie oddziały to tylko wycinek zadań, jakie historia wojskowości stawiała i stawia przed zwierzętami. Pełnoprawnymi i często trudnymi do zastąpienia towarzyszami broni.

Pies Patron odznaczony przez Zełenskiego

Żołnierze z trąbami - czyli postrach starożytnego pola walki

Człowiek wykorzystuje zwierzęta na wojnach od czasu, kiedy sam zaczął je prowadzić. Stratedzy wojskowi w dobie starożytnych imperiów widzieli w zwierzętach istotny komponent własnych oddziałów. Zwierzęta przeważnie pełniły rolę tragarzy, niosąc ciężki sprzęt wojskowy i zaopatrzenie podczas wielotygodniowych marszów ku podbojom kolejnych terytoriów. Ale potrafiono też przeobrazić je w groźne i siejące postrach maszyny bojowe, których użycie wielokrotnie zdecydowało o zwycięstwie w niejednej bitwie.

Pierwszy miał przekonać się o tym Aleksander Macedoński zwany później Wielkim. Kiedy w przeddzień starcia pod Gaugamelą w 331 r. p.n.e. zwiad jego armii ujrzał we wrogich oddziałach króla perskiego Dariusza III słonie, wódz wpadł w panikę. Polecił swoim kapłanom przez całą noc składać ofiary bogowi strachu (prawdopodobnie mowa o bóstwie Fobos). O ile 15 słoni w szeregach armii perskiej nie wpłynęło znacząco na przebieg bitwy, którą Aleksander wygrał, to rozwiązanie zastosowane przez Dariusza na stałe weszło do "ordre de bataille" (pol. składu bojowego) jego wojsk. Nie stawia to jednak Persów w roli prekursorów. Pierwsze, szczątkowe wzmianki o wykorzystaniu słoni w walce pojawiają się w zapisanych w języku wedyjskim hymnach, powstałych na terenie północnych Indii w 1100 r. p.n.e.

Dopiero za sprawą jednego z najzdolniejszych strategów swoich czasów, wodza starożytnej Kartaginy - Hannibala, zwierzęta jako groźna i zwycięska broń na stałe zagościły w szerszej świadomości. Wszystko za sprawą jego brawurowej wyprawy przeciwko Imperium Rzymskiemu, która miała miejsce w latach 218-203 p.n.e. Hannibal dokonał spektakularnego wyczynu - przeprowadził swoje wojska z Kartaginy (tereny obecnej Tunezji) do Italii przez Pireneje i Alpy, staczając po drodze zwycięskie bitwy z Rzymianami. Integralnym elementem oddziałów były słonie bojowe, które oprócz wprowadzania popłochu w szeregach wroga, szarżując, dziesiątkowały jego oddziały. Impet uderzenia zwierząt był tak silny, że legioniści rzymscy nie mieli możliwości rzucania w ich kierunku oszczepami. Dodatkowo konie przeciwnika, nieprzyzwyczajone do widoku na polu walki znacznie większych od siebie zwierząt, masowo się płoszyły. W efekcie natarcia armii wyposażonej w słonie w dwóch słynnych bitwach, nad rzeką Ticinus i nad Trebią, poległo ok. 20 000 żołnierzy Republiki Rzymskiej, a ponad 10 000 zostało wziętych do niewoli.

Hannibal przekracza Alpy. Obraz Heinricha Leutemanna
Hannibal przekracza Alpy. Obraz Heinricha Leutemanna
Źródło: Wikipedia/Domena publiczna

Oprócz przełamywania linii wroga (co w dzisiejszych czasach jest zadaniem czołgów) słonie uczestniczyły w przeprawach przez rzeki. Ustawiano je bokiem w ten sposób, że głowa skierowana była w dół jej biegu, co umożliwiało żołnierzom przejście na drugi brzeg po ich grzbietach. Warto wspomnieć, że podczas akcji ofensywnych słonie uzbrajane były w specjalnie zaprojektowane pancerze. Jako najciekawsze wymienić można łuskowe osłony na trąbę, metalowe ostrza osłaniające kły czy specjalne słoniowe hełmy z kratkami na oczy. Do dziś przetrwały wzmianki o najdzielniejszym słoniu Hannibala - Surusie (po polsku Syryjczyku), którego śmiało uznać można za pierwszego czworonożnego wojskowego celebrytę. Jednak nie zawsze rozmiar zwierzęcia decydował o jego przewadze.

Wielkość nie ma znaczenia - czyli małe jest groźne

Boleśnie przekonała się o tym grupa rosyjskich żołnierzy, którzy na początku kwietnia 2022 roku weszli do niewielkiej wsi Chelburda w obwodzie chersońskim w Ukrainie, około 20 kilometrów na wschód od miasta. Przełom marca i kwietnia w Ukrainie to czas dokarmiania wygłodniałych po zimie pszczół. Brutalny atak Federacji Rosyjskiej uniemożliwił jednak pszczelarzom wykonywanie rutynowych obowiązków i pszczoły postanowiły wziąć sprawy na "swoje skrzydła". Rój lecący w poszukiwaniu pożywienia natknął się na wspomniany pododdział, który najwidoczniej nie obszedł się z nimi zbyt ostrożnie. Efektem tej "potyczki" było wyeliminowanie z pola walki trzech żołnierzy, którzy zmarli na skutek odniesionych od wielokrotnych użądleń ran.

O bojowych właściwościach owadów wiedziano już w starożytnym Rzymie, a ówczesny historyk Pliniusz Starszy pisał, że 27 pszczelich użądleń wystarczy, żeby zabić człowieka. Fakt ten wykorzystywano w walce podczas prowadzonych przez Imperium Rzymskie wojen. Ówczesna artyleria, czyli katapulty, ładowane były często gniazdami pszczół. W czasie wystrzelenia i lotu do celu "żywa amunicja" miała wystarczająco dużo czasu, aby się zdenerwować. Opadając na oddziały wroga, pszczoły były już do tego stopnia rozjuszone, że żądliły każdy napotkany obiekt. Ich głośne bzyczenie wytwarzało dodatkowy efekt psychologiczny.

Przykład Hannibala i jego słoni pokazał, że pomimo sprawnego wykorzystywania zwierząt do celów wojskowych imperium Juliusza Cezara samo musiało się z nimi mierzyć. Septymiusz Sewer podczas jednej ze swoich wypraw na tereny dzisiejszego Iranu napotkał nietypowe zagrożenie. Podczas szturmu Hatry (jednego z miast starożytnej Partii) jego oddziały zostały obrzucone jadowitymi skorpionami. Pajęczaki zostały wcześniej specjalnie przygotowane przez obrońców. Polegało to na czasowym uśpieniu ich mieszanką ziół i umieszczeniu w glinianych garnkach. Atak się udał, a cesarz był zmuszony odstąpić od oblężenia.

Wykorzystywane do przenoszenia meldunków między oddziałami ptaki miały swój bojowy epizod we wczesnym średniowieczu. A to za sprawą późniejszego króla Norwegii Haralda III Srogiego, który przed objęciem tronu służył jako najemnik na dworze Konstantynopola. Podczas wyprawy cesarskiej na Sycylię, kiedy oblężenie jednego z dobrze bronionych miast było bliskie niepowodzenia, Harald zauważył wlatujące do miasta ptaki. Polecił swoim żołnierzom je schwytać, obwiązać im łapy drewnem, wysmarować siarką i podpalić. Puszczone wolno, niczym latający koń trojański, wróciły do swoich gniazd w mieście, wzniecając przy okazji ogromny pożar. W ten sposób Norweg przełamał opór obrońców, a spalone częściowo miasto zostało zdobyte.

Zwierzęta pełniły nie tylko rolę ofensywną, która powodowała u nich ogromne cierpienie i często kończyła się śmiercią. Doskonale pokazał to wiek XX i dwie wielkie wojny światowe, gdzie wielokrotnie okazały się dla człowieka ratunkiem i jedynym towarzyszem niedoli na wojennej ścieżce.

Gołąb w służbie angielskiej armii, 1940 rok
Gołąb w służbie angielskiej armii, 1940 rok
Źródło: Bettmann / Getty Images

Na zachodzie bez zmian - futrzaki w okopach Wielkiej Wojny

Kiedy w 1914 roku serbski student Gawriło Princip oddawał strzały w kierunku arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, nie zdawał sobie sprawy, jakie następstwa dla świata będzie miał dokonany przez niego zamach.

Pierwsza wojna światowa pochłonęła miliony istnień ludzkich i zaangażowała do działań niespotykaną dotąd liczbę zwierząt. 11 milionów koni, 200 000 ptaków i blisko 100 000 psów różnych ras pełniło służbę wraz ze swoimi opiekunami w trakcie trwającej cztery lata serii krwawych bitew i kampanii na polach Europy.

Hołd dla koni, osłów i mułów, które zginęły w I wojnie światowej, USA
Hołd dla koni, osłów i mułów, które zginęły w I wojnie światowej, USA
Źródło: Library of Congress

Konie - wykorzystywane do transportu amunicji i ciągnięcia ciężkich armat - padały masowo z wycieńczenia, co zmuszało żołnierzy wszystkich armii do odbierania tych zwierząt cywilom na trasie przemarszu wojsk. Śmiertelność koniowatych (wykorzystywane były także muły i osły) sięgnęła w efekcie walk ponad 60 procent stanu sprzed wojny. Najtragiczniejszym epizodem była ofensywa we Flandrii, kiedy po przegranej bitwie nad Marną armie aliancka i niemiecka prowadziły wyścig o opanowanie jak największych terenów w północnej Belgii i Francji. Szybko posuwające się przez błotniste tereny wojska straciły ogromną liczbę konnych zaprzęgów artyleryjskich. Niemogące się wydostać z podmokłego terenu zwierzęta porzucano. Niedobijane, czekały w samotności na zbliżającą się powolną śmierć.

Tragiczne losy wierzchowców na polach bitew Wielkiej Wojny najdobitniej ukazały ich odwieczne przywiązanie do człowieka. Stosowane od starożytności przez wszystkie armie świata były chlubą każdego dowódcy. Jazda, a w późniejszych wiekach kawaleria, stała się główną siłą uderzeniową wojsk i przyczynkiem do stworzenia w XX wieku nowoczesnych dywizji kawalerii, gdzie w efekcie rozwoju techniki militarnej konia zastąpił czołg. "Bucefał" Aleksandra Wielkiego czy "Kasztanka" marszałka Józefa Piłsudskiego to konie, które stały się bohaterami dziesiątek książek, legend i anegdot.    

Józef Piłsudski z Kasztanką
Józef Piłsudski z Kasztanką
Źródło: Wikipedia/Domena publiczna

Zwierzęta towarzyszyły również żołnierzom w okopach Wielkiej Wojny. Kanarki, będące dziś ozdobą domowych klatek, ostrzegały armie przed zbliżającym się ostrzałem artyleryjskim. Były też doskonałymi detektorami przed używanymi wówczas na szeroką skalę gazami bojowymi. Ptaki wypuszczane wzdłuż okopów padały przy niewielkim, niegroźnym dla człowieka stężeniu, co dawało niezbędny czas na założenie masek przeciwgazowych i ewakuację. Gołębie doskonale sprawdziły się przy przenoszeniu meldunków i rozkazów. Jedynym przeciwnikiem, z którym musiały się mierzyć na trasach lotów, był sokół wędrowny, posiadający gołębia pocztowego w swoim menu.

Współcześnie szczury wykorzystywane są, podobnie jak psy, do wykrywania min i niewypałów. Najbardziej znany z nich, nieżyjący już kambodżański wielkoszczur o imieniu Magawa, to "kawaler" orderu "za odwagę i poświęcenie służbie". Jego zasługą jest wykrycie 39 min lądowych i 28 niewybuchów na terenie kraju. Ale towarzystwo gryzoni na polu walki miało też swoje mroczne strony. Miliony szczurów zwabionych okopowym życiem i jedzeniem narażało żołnierzy na choroby. W relacjach weteranów wielokrotnie pojawiają się opisy "ruchomych podłóg", które powstawały na skutek wędrówek szczurów plątaniną okopowych korytarzy.

Pierwszy szczur z medalem za "ratujące życie męstwo i oddanie na służbie"
Źródło: PDSA

Nieco lżejszy los od koni spotkał psy, uważane od zawsze za najlepszego przyjaciela człowieka. Sprawdzały się głównie przy akcjach poszukiwawczo-ratowniczych i wartowniczych. Dzięki odpowiedniemu szkoleniu i opiece miały szansę na przeżycie wojny, a nawet na spokojną psią emeryturę. Wielka Brytania jako pierwsza na świecie zauważyła w zwierzętach potencjał do stworzenia czegoś na wzór oddzielnej, profesjonalnej armii. Efektem było wprowadzenie systemu kompleksowego szkolenia i przygotowania psów do działań wojennych, obejmującego pomoc medyczną na polu walki.

Nie potrzebował jej Stubby, niewielki kundelek, który podczas pierwszej wojny światowej dosłużył się rangi sierżanta. Był prawdziwym żołnierzem. Podczas półtorarocznej służby w amerykańskim 102. Pułku Piechoty wsławił się udziałem w kilkunastu bitwach. Będąc wielokrotnie pod ostrzałem, pełnił jednocześnie rolę wartownika, zwiadowcy i ratownika. Pod wrażeniem jego dokonań był sam prezydent Thomas Woodrow Wilson, który odznaczył go wieloma orderami, a nawet uścisnął mu łapę.

Sierżant Stubby ze swoimi orderami
Sierżant Stubby ze swoimi orderami
Źródło: Domena publiczna

Kwestią czasu pozostało wprowadzenie osobnego, przeznaczonego tylko dla zwierząt medalu za zasługi wojenne. Ale świat musiał na to zaczekać do kolejnego globalnego konfliktu.

Powrót z patrolu w Da Nang podczas wojny w Wietnamie
Powrót z patrolu w Da Nang podczas wojny w Wietnamie
Źródło: R. A. Elder/Hulton Archive/Getty Images

Niedźwiedź artylerzysta i psy z pasami szahida - czyli zwierzęta wracają na front

W 1939 roku rozpoczęła się druga wojna światowa. A wraz z jej początkiem armie przypomniały sobie o zwierzętach, które szybko otrzymały "powołanie" do wojska.

Wszyscy pamiętamy słynnego Szarika, piątego członka załogi legendarnego czołgu Rudy 102 z serialu "Czterej pancerni i pies". Pomagał, ratował, a przede wszystkim dodawał w boju otuchy całej załodze. Ale wcześniej Armia Radziecka znalazła dla psów mniej wdzięczne, niebezpieczne i wymagające najwyższego poświęcenia zadanie.

Chodziło o zwalczanie hitlerowskich czołgów, które szybko zbliżały się do Moskwy. Naukowcy ze Szkoły Psów Wojskowych w Uljanowsku nad Wołgą zmodyfikowali istniejące już rozwiązanie. Pracujące w jednostkach ratowniczych psy medyczne, noszące na grzbiecie pakiety pierwszej pomocy, otrzymały w ich miejsce nowe wyposażenie: dwie sześciokilogramowe torby wypełnione trotylem. Szkolenie psów polegało początkowo na oswajaniu z dymem i hukiem, czyli z realiami pola walki. Następnie przez kilka dni psom nie dawano jeść, a pożywienie przymocowywano do podwozi poruszających się ciągników gąsienicowych. Wygłodzone zwierzęta po wypuszczeniu od razu kierowały swoją uwagę pod hałasujące i dymiące pojazdy, które kojarzyły się im z jedzeniem.

Zasada użycia polegała na wypuszczeniu wygłodzonych zwierząt w pasie natarcia niemieckich czołgów. Każde z nich miało pomiędzy torbami z materiałem wybuchowym zamocowaną antenkę, która w momencie wejścia psa pod czołg w poszukiwaniu smakołyków łamała się i powodowała detonację ładunku. Psów samobójców użyto na polu walki wielokrotnie, jednak bez większych sukcesów. Spłoszone zwierzęta bardzo często ginęły od pocisków artyleryjskich, a także nieraz wracały z aktywnym ładunkiem do swoich opiekunów, radośnie się łasząc. Ocenia się, że na froncie wschodnim użyto 68 tysięcy psów, które zniszczyły około 300 czołgów niemieckich. Dane te są mocno zawyżone, ale nie zmienia to faktu, że psy bojowe to w Rosji wciąż żywa legenda, a w wielu miastach postawiono im pomniki.

Wspomniany wcześniej Szarik miał swojego prawdziwego odpowiednika w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Mowa o Wojtku, niedźwiedziu syryjskim, zaadoptowanym przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa, maszerujących ze Związku Radzieckiego przez Iran do Europy. Zwierzę zostało wpisane na stan ewidencyjny kompanii zaopatrywania artylerii, a podpatrując służących żołnierzy, samo wzięło czynny udział w walkach. Niedźwiadek uwielbiał jeździć wojskowymi jeepami w szoferce i pić skondensowane mleko z butelki po wódce. Podczas bitwy o Monte Cassino walczył ramię w ramię z żołnierzami, przynosząc im skrzynki z amunicją na pierwszej linii frontu. Przeszedł z Andersem cały szlak bojowy aż do demobilizacji w Wielkiej Brytanii, za co dosłużył się stopnia kaprala. W Polsce i za granicą powstało kilkanaście jego pomników. 30 maja 2017 roku jego imieniem nazwano przedszkole nr 99 przy ul. Siewierskiej 3 w Warszawie, w którego ogrodzie, w towarzystwie skrzyni z amunicją i pocisku, dumnie pręży się uwieczniony na postumencie niedźwiedź artylerzysta Wojtek.

Wojtek poznaje psa jednego z żołnierzy 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa
Wojtek poznaje psa jednego z żołnierzy 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa
Źródło: Domena publiczna

Koci dron i naszpikowani elektroniką podwodni szpiedzy

Zwierzęta służą we wszystkich armiach świata, będąc elementem każdego rodzaju sił zbrojnych. Psy tropią miny, poszukują rannych i zaginionych. W uboższych krajach lub w wyspecjalizowanych formacjach takich jak piechota górska koń pełni rolę transportową, a trzymane przez ukraińskich żołnierzy w okopach Donbasu koty ostrzegają przed zbliżającym się rosyjskim ostrzałem artyleryjskim. Ale postępująca informatyzacja pozwala dalej korzystać ze zwierząt przy planowaniu i wykonywaniu tajnych i niebezpiecznych misji szpiegowskich i uderzeniowych.

Okręty niczym zwierzęta
Okręty niczym zwierzęta. Wizja przyszłości Royal Navy
Źródło: Royal Navy

Prekursorem połączenia zaawansowanych systemów ze zwierzętami okazali się Amerykanie z CIA, którzy w latach zimnej wojny wpadli na dość nietypowy pomysł. Postanowili wykorzystać kota w roli szpiegowskiego drona. Zwierzę z umieszczonym w uchu mikrofonem i wszczepioną chirurgicznie aparaturą nasłuchową planowano wypuścić w okolicy ambasady ZSRR w Waszyngtonie. Pomysł niestety spalił na panewce, gdy kociak przebiegając przez ulicę w pobliżu celu… został potrącony przez przypadkowy samochód. Projekt o wdzięcznej nazwie "Acoustic Kitty" nie doczekał się realizacji.

W 2013 roku świat obiegła informacja o rzekomej ucieczce specjalnie wyszkolonych delfinów zabójców z rosyjskiej bazy wojskowej w Sewastopolu na ukraińskim jeszcze Krymie. Wiadomość okazała się zmyślona, co nie zmienia faktu, że te inteligentne morskie ssaki już od czasów wojny w Wietnamie wykorzystywane są przez największe armie świata. Pełnią role dozorujące takie jak wykrywanie pod wodą wrogich płetwonurków i niezidentyfikowanych obiektów.

Delfiny bronią dostępu do portu w Sewastopolu
Delfiny bronią dostępu do portu w Sewastopolu
Źródło: usni.org/Maxar

Tym większe było zdziwienie Norwegów, którzy w 2019 roku wyłowili u swoich wybrzeży białuchę arktyczną (morski ssak z rodziny narwalowatych) z założoną uprzężą do zamocowania małej kamery GoPro. Zdumieli się jeszcze bardziej, kiedy ta zanurkowała po upuszczony przypadkiem przez jednego z nich telefon. Zaczęto domniemywać, że białucha jest rosyjskim szpiegiem, który postanowił zdezerterować z macierzystej jednostki. Zagadką pozostaje, jakie jeszcze zwierzęta szkoli Federacja Rosyjska do prowadzenia akcji dywersyjnych i szpiegowskich w krajach NATO.

Historia wojen nierozłącznie związana jest z wykorzystywaniem przez człowieka zwierząt do celów militarnych. Ich ogromny, często znaczący udział przez lata starano się formalizować. Dziś na świecie działa szereg wyspecjalizowanych ośrodków szkoleniowych i przygotowawczych, a każdy zwierzak po powrocie z misji może liczyć na profesjonalną opiekę, odpoczynek, a po zakończonej służbie - na spokojną emeryturę.

Ustanowiony w 1943 roku brytyjski Medal Dickin, odpowiednik przyznawanego za męstwo na polu walki Krzyża Wiktorii, to najwyższe odznaczenie wojskowe przeznaczone dla walczących zwierząt. Do dziś uhonorowano nim 32 gołębie, 31 psów, trzy konie i jednego kota.

Medal Dickin, odpowiednik przyznawanego za męstwo na polu walki Krzyża Wiktorii
Medal Dickin, odpowiednik przyznawanego za męstwo na polu walki Krzyża Wiktorii
Źródło: Domena publiczna

Chociaż zadawały na wojnach cierpienie, to w większości przypadków musiały znosić je same. W ciszy, dodając jednocześnie otuchy swoim opiekunom w ferworze walki. Niech najlepszą nagrodą za ich poświęcenie dla ludzkości będzie wzniesiony w 2004 roku w londyńskim Hyde Parku Animals In War Memorial, pomnik poświęcony zwierzętom w służbie.

Czytaj także: