Tutaj "gęsia skórka" to większe faux pas niż nieprzepuszczenie w drzwiach kobiety. Bo dla "morsów", które zjechały do Mielna na swój międzynarodowy zlot liczy się jedno: oszukać ciało, by uwierzyło, że lubi chować się przed zimą w wodzie. Jeszcze zimniejszej. A to, że czasem trzeba poskakać, żeby sprawę ułatwić? Foki (czyli "morsy" płci żeńskiej) podobno nawet to lubią.
Na organizowany już po raz szósty Międzynarodowy Zlot Morsów w Mielnie zjechało ponad tysiąc fanów lodowatych kąpieli. Zabawa była przednia - jeśli wierzyć jej uczestnikom.
- To był przypadek, wciągnął nas kolega. Ale teraz świetnie się bawimy i przede wszystkim nie chorujemy - tłumaczyła reporterowi TVN24 jedna z "fok" (reporter został wcześniej poinstruowany, że żeńskie "morsy" tak właśnie trzeba nazywać).
W lodowatej wodzie rekordziści wytrzymują kilkadziesiąt minut. Ale nie o rekordy tutaj idzie. Wszystko to przecież dla zdrowia i dobrej zabawy.
Żeby zamierzone cele osiągnąć, należy wpoić sobie kilka zasad, które jak na dłoni było widać w zachowaniu (i wyglądzie) morsów z Mielna: podskoki (żeby ciało się nie nudziło), jakieś obuwie (bo przecież najwięcej ciepła ucieka od stóp) i nie zawsze racjonalne, ale za to praktyczne nakrycie głowy. Ot, na przykład, taki ręcznik zwinięty po bokach w rulony "a la księżniczka Leia".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24