Prokuratura Regionalna w Gdańsku wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez byłego ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka - poinformował w piątek prokurator Mariusz Marciniak. Jak przekazał w rozmowie z TVN24 wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka, politykowi grozi utrata immunitetu.
- Prokurator Prokuratury Regionalnej w Gdańsku uznał, że brak jest podstaw do odmowy wszczęcia śledztwa w sprawie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków w latach 2016–2020 przez byłego ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej - podał w piątek prok. Marciniak. Przypomniał, że zawiadomienie w tej sprawie wpłynęło do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku 18 czerwca 2024 r. Zostało złożone przez Najwyższą Izbę Kontroli.
- W ocenie prokuratora należy dokładnie wyjaśnić wszystkie okoliczności wskazane w zawiadomieniu i w załączonych do niego dokumentach - stwierdził prokurator.
"Gróbarczyk nie zamierzał informować członków rządu"
Jak przekazał na antenie TVN24: "Byłemu ministrowi raport NIK zarzuca niedopełnienie obowiązków w dwóch postaciach. Pierwsza sprawa to jest to, że w 2016 r., gdy rozpoczynał się temat przekopu Mierzei Wiślanej, nie oszacował realnie, nie wskazał, jakie będą prawdziwe, rzeczywiste końcowe koszty tej inwestycji, a druga sprawa, gdy te koszty się już robiły coraz wyższe, to w 2019 r. i 2022 r. nie poinformował poinformował Rady Ministrów o tym, że te koszty wzrosły o ponad 125 proc.".
- Koszty inwestycji z planowanych 880 mln wzrosły do prawie 2 mld zł. Rada Ministrów o tym nie wiedziała, ponieważ nie została poinformowana przez byłego ministra i to jest przedmiotem zarzutu raportu końcowego Najwyższej Izby Kontroli - wyjaśnił Marciniak.
Do sprawy w rozmowie z TVN24 odniósł się wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka, który przyznał, że nieprawidłowości w zarządzaniu gospodarką morską za rządów PiS było znacznie więcej, a przekop Mierzei jest jednym z nich. Jak dodał, wszystko wskazuje na to, że Marek Gróbarczyk nie zamierzał informować pozostałych członków rządu, że budżet przeznaczony na wspomnianą inwestycję zostanie znacząco przekroczony.
- Na to wygląda, że (Gróbarczyk - red.) nie poinformował Rady Ministrów, tak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Ta inwestycja kosztowała prawie 2 miliardy złotych i kosztowała prawie dwa razy tyle, ile miała pierwotnie kosztować. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że to przedsięwzięcie nie było po prostu ekonomicznie uzasadnione. I teraz jest zasadnicze pytanie, dlaczego realizowano działania, pomimo tego, że Rada Ministrów nie została o tym poinformowana? Dlaczego wydawano setki milionów złotych bez tak zwanego zielonego światła na realizację tych przedsięwzięć? - mówił wiceminister w rozmowie z TVN24.
Były minister z PiS może stracić immunitet
Marchewka zaznaczył również, że były minister "pisał do dyrektora Urzędu Morskiego z prośbą o realizację działań", pomimo że nie było "żadnych dokumentów w tej sprawie". Pytany o zabranie Gróbarczykowi immunitetu, przyznał, że każda osoba działająca niezgodnie z prawem "będzie musiała liczyć się z odpowiedzialnością".
- Od tego jest prokuratora i od tego są sądy, aby wymierzyć sprawiedliwość, ale jestem przekonany, że każde działanie, które było niezgodne z prawem i doprowadziło do szkód skarb państwa, no każda taka osoba musi liczyć z tym, że będzie za to odpowiedzialna. Ci, którzy uczciwie postępowali, myślę, że nie mają się czego obawiać - wyjaśnił.
- I jeżeli okaże się, że te zarzuty są uzasadnione, to myślę, że Sejm nie będzie miał żadnych wątpliwości. Zresztą nie jest to pierwsze zawiadomienie, które zostało, które dotyczy konkretnych działań, które były podejmowane przez poprzednią władzę, w tym przez zarządy spółek nadzorowane przez ministra Gróbarczyka - dodał.
Jak dodał, takich zawiadomień jest już kilka. - Bo mamy tutaj do czynienia z sytuacjami bardzo bulwersującymi, m.in kolega prowadzący pizzerię, Joachima Brudzińskiego, zarobił miliony złotych w porcie i dostawał aneks do tych umów po przegranych przez PiS wyborach, po to, żeby zarobić kolejne setki tysięcy złotych. Mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie ludzie związani z PiS, jako dyrektorzy w polskiej żegludze bałtyckiej, nagle zapewniali sobie 15 dodatkowych ekstra pensji, jeżeli zostaliby zwolnieni. - stwierdził.
- Do tego mamy informacje o tak zwanych takich niejasnych rejsach, na które wydawano ponad milion złotych. I dzisiaj jest to wielka strata spółki Skarbu Państwa. Więc tych spraw jest wiele i każda z nich musi zostać rzetelnie wyjaśniona - podsumował wiceminister.
Zawiadomienie prokuratury przez NIK
Najwyższa Izba Kontroli pod koniec czerwca br. informowała, że w wyniku kontroli w Ministerstwie Infrastruktury i w Urzędzie Morskim w Gdyni po budowie drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską złożyła do prokuratury dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstw. Polegać one miały na przekroczeniu uprawnień i niedopełnieniu obowiązków. Złożyła też zawiadomienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych w sprawie dokonywania wydatków ze środków publicznych bez upoważnienia. Według NIK dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni do czasu aktualizacji programu w 2020 r. zaciągał zobowiązania w celu sfinansowania jego realizacji, przekraczając o 157,7 mln zł całkowity budżet programu. Ponadto z budżetu programu dokonywał wydatków na cele niesłużące jego realizacji, a istotną część skontrolowanych zadań inwestycyjnych realizował z naruszeniem zasad rzetelności, legalności, gospodarności i celowości. NIK wskazywała, że minister właściwy do spraw gospodarki morskiej (Marek Gróbarczyk. - red.) w projekcie uchwały w sprawie programu wieloletniego pn. "Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską" nie określił w sposób realny niezbędnego zakresu rzeczowego i finansowego inwestycji. Ponadto, w trakcie prac prowadzonych w 2019 r. i 2020 r. nad nowelizacją uchwały RM z 2016 r. nie informował Rady Ministrów, że wartość inwestycji wzrośnie o ponad 100 proc. i tym samym straciła ona uzasadnienie ekonomiczne.
Izba podała, że minister sprawując nadzór nad działalnością dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni nie podejmował interwencji mających na celu doprowadzenie do zgodności działań dyrektora Urzędu z przepisami obowiązującego prawa, świadomie akceptował takie działania uzasadniając to racjonalnością postępowania, a nawet wprowadził dyrektora Urzędu w błąd. Z raportu NIK opublikowanego w listopadzie ub.r. pn. "Planowanie i realizacja budowy drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską" wynikało, że wartość programu pierwotnie wynosiła 880 mln zł, a do dnia zakończenia kontroli (koniec kwietnia br.) wzrosła o 125 proc. - do blisko 2 mld zł. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień przez byłego dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni wpłynęło do prokuratury 11 marca br. Prokurator wszczął śledztwo 17 kwietnia br. Do tego śledztwa "z uwagi na łączność przedmiotową" dołączono śledztwo dotyczące podejrzenia niedopełnienie obowiązków przez byłego ministra Marka Gróbarczyk - Obecnie obie sprawy są analizowane w jednym postępowaniu - wyjaśnił prok. Marciniak.
Przekop Mierzei Wiślanej
Kanał żeglugowy, będący częścią drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską, otwarto 17 września 2023 r. Polska dzięki przekopowi przez Mierzeję Wiślaną zyskała niezależne od Rosji przejście z zalewu na Bałtyk. Rząd PiS wskazywał wówczas, że przekop zwiększy atrakcyjność gospodarczą województwa warmińsko-mazurskiego, a w szczególności Elbląga i portu w tym mieście, a także innych portów Zalewu Wiślanego. Całkowita długość drogi wodnej z Zatoki Gdańskiej przez Zalew Wiślany do Elbląga to prawie 23 km, w tym przejście przez Zalew Wiślany liczy nieco ponad 10 km, na rzece Elbląg – także ponad 10 km. Pozostałe ok. 2,5 km to odcinek, na który składają się śluza i port zewnętrzny oraz stanowisko postojowe. Kanał i cały tor wodny będą miały docelowo 5 m głębokości. O wszczęciu śledztwa w sprawie b. ministra Marka Gróbarczyka przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku jako pierwsze poinformowało Radio Zet.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Jerzy Muszyński/PAP