Polska na sprzedaży uprawnień do emisji CO2 do tej pory zarobiła 82 miliardy złotych. Ale pieniądze rzadko służyły modernizacji energetyki. Ponad 23 miliardy złotych wydano na przykład na dopłaty i świadczenia socjalne - pisze czwartkowa "Rzeczpospolita".
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) działa od 2005 roku. Określa on bezwzględny limit lub "pułap" całkowitej ilości niektórych gazów cieplarnianych, które mogą być emitowane każdego roku przez podmioty objęte systemem.
Poszczególne państwa otrzymują swoją pulę uprawnień, tak zwaną aukcyjną, i sprzedają uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach, a kupują je firmy emitujące CO2 do atmosfery, na przykład producenci energii. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów.
Sprzedaż uprawnień do emisji CO2
Jak zauważa "Rz", sprzedaż uprawnień do emisji CO2, co do zasady, powinna generować środki, które mogą przyspieszyć transformację polskiej energetyki. "Jednak w ubiegłym roku niewiele wydano zgodnie z tym przeznaczeniem" - pisze gazeta. Ponad 23 mld zł zostały wydane - jak wynika z informacji dziennika - na ograniczenie rosnących cen prądu, rekompensaty dla branży energochłonnej oraz na Fundusz Przeciwdziałania COVID-19.
Unijna dyrektywa wskazuje, że przynajmniej 50 proc. przychodów z tej puli powinno trafiać na cele klimatyczne. "Rz", wyjaśnia, że państwa są zobowiązane do raportowania, na co przeznaczyły 50 proc. środków ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, które trafiły do budżetu, lub ich równowartość. "Może więc nie być bezpośredniego powiązania między tym, na co środki zostały wydane, a tym, co zostało ostatecznie zaraportowane w sprawozdaniu, które w lipcu Polska przesłała Komisji Europejskiej" - czytamy w artykule.
- Mamy więc możliwość dużej dobrowolności i kreatywnej księgowości - mówi w rozmowie z dziennikiem Marcin Kowalczyk z Fundacji WWF Polska, ekspert ds. finansowania transformacji, b. negocjator klimatyczny. Jak zauważa, "de facto 23 miliardy złotych, które w 2022 roku trafiły do budżetu, nie poszły bezpośrednio na potrzeby transformacji energetycznej. W sprawozdaniu do Komisji Europejskiej rząd jednak wykazał wydatkowanie 50 procent środków na cele, które dopuszcza dyrektywa EU ETS, ale pochodziły one z innych źródeł jak środki własne Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW)".
- Dyrektywa nie wskazuje, na jakie konkretnie projekty te środki powinny iść, dlatego też rządy wykorzystują to do bardzo swobodnego przedstawiania wydatkowania pieniędzy - ocenia Kowalczyk.
Ministerstwo klimatu odpowiada
Jak pisze "Rz", rząd wykazał, że równowartość 50 proc. tych przychodów trafiła do budżetu na wsparcie wytwarzania energii OZE, odpowiadające wartości rynkowej zielonych certyfikatów umorzonych w 2022 r. (4 mld zł), wsparcie rozwoju energetyki jądrowej (3,9 mld), zwolnienie z akcyzy energii wytworzonej z OZE, program "Czyste powietrze" (2,1 mld), Krajowy Program Kolejowy do 2023 r. (0,8 mld) oraz program "Mój Prąd" (0,6 mld).
"Polska rozliczyła się zgodnie z prawem UE ze sprzedaży tych uprawnień, ale przepisy są bardzo ogólne, co daje dużo miejsca do swobodnego wydatkowania tych środków, niekoniecznie tam, gdzie potrzebuje tego polska energetyka" - komentuje dziennik.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska - cytowane przez gazetę - broni się, że praktyka pokazuje, iż działania podatkowe oraz polityki regulacyjne wywierające wpływ na wsparcie finansowe transformacji są równie skuteczną metodą jak bezpośrednie wsparcie inwestycyjne.
"Przykładem ma być 10,5 mld zł na ulgę termomodernizacyjną, odliczenie od dochodu do 53 tys. zł wydatków na inwestycje ekologiczne (na przykład docieplenie domu, nowy piec czy panele fotowoltaiczne). Poprzez polityki regulacyjne wspierany jest również rozwój OZE (od roku 2016 około 9,5 mld zł) czy też dofinansowane są różne formy transportu zbiorowego, co przyczynia się do zmniejszenia emisji transportowych (od roku 2016 około 10 mld zł)" - podkreślił resort, na którego czele stoi Anna Moskwa.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock