Do obniżenia wieku emerytalnego może dojść nie wcześniej niż za 12 miesięcy - ocenił wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki w programie "Kropka nad i" w TVN24. Dodał, że "trzeba się liczyć ze skutkami finansowymi" tej decyzji, ale rząd pracuje nad tym, aby były one jak najmniejsze.
Minister Morawiecki skomentował raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który wskazał, że projekt przewalutowania kredytów frankowych oraz obniżenia wieku emerytalnego mogą zaszkodzić finansom publicznym i wpłynąć na obniżenie wzrostu gospodarczego.
- MFW, tak jak inne międzynarodowe instytucje, mają prawo do swojego oglądu sytuacji gospodarczej w Polsce. Natomiast ten, kto jest przy poszczególnych instrumentach, budżetach i ten, kto jest najbliżej przy gospodarce realnej, najlepiej wie, jak to wszystko funkcjonuje. I to jesteśmy my: rząd, ministrowie, przedsiębiorcy. I to my potrafimy ten stan gospodarki najlepiej ocenić - powiedział gość Moniki Olejnik.
Dotrzymać słowa
Pytany, ile będzie kosztowało obniżenie wieku emerytalnego Morawiecki odpowiedział, że "to jest policzone". - Rożne warianty obniżenia wieku emerytalnego są teraz rozważane. Trzeba się liczyć ze skutkami finansowymi i pracujemy nad tym, aby w taki sposób ułożyć całą propozycję, żeby skutek dla budżetu był jak najmniejszy - podkreślił.
Morawiecki zaznaczył, że rząd chce dotrzymać słowa w sprawie obniżenia wieku emerytalnego. - To była twarda obietnica wyborcza. I jeżeli 80 proc. ludzi uważa, że to jest dla nich dobre, to oznacza, że to jest dla nich dobre - powiedział.
- Nie warto wprowadzać ludzi w błąd i oszukiwać, jak się już coś powiedziało, to trzeba tego dotrzymać - przekonywał.
- Zwłaszcza dla ludzi, którzy skończyli 60 lat i pracowali przez 40 lat fizycznie. To już naprawdę wystarczy. Dla tych, którzy fizycznie aż tak bardzo ciężko nie pracowali i są gotowi pracować jeszcze parę lat, żeby ta emerytura była wyższa albo dlatego, że chcą pracować, będą bodźce, żeby pozostali na rynku pracy - dodał.
Wicepremier powiedział, że do obniżenia wieku emerytalnego może dojść nie wcześniej niż za 12 miesięcy. - Z tego, co wiem, ZUS pracuje teraz nad zmianami systemowymi, które będą trwały od 9 do 12 miesięcy. Sam ten fakt podpowiada mi, że nawet jeśli skończymy pracę w ciągu 3-4 miesięcy to i tak będzie to (obniżenie wieku - red.) zapewne nie wcześniej niż za około rok od dzisiaj. Najpierw musimy to ustalić ze stroną społeczną, a dopiero potem te rozwiązania wdrażać - tłumaczył.
"Nie lekceważymy ratingu"
Morawiecki powiedział, że nie należy się przejmować oceną agencja Moody's, która utrzymała w ub. tygodniu rating polskiego długu na poziomie A2/P-1, ale zmieniła perspektywę ze stabilnej na negatywną. - Negatywne nie jest oczywiście tak dobre jak neutralne, jak wskazuje sama semantyka tego słowa. Ja bym się aż tak bardzo tym nie przejmował. Nie lekceważymy tego, ale nie jest to rzecz, która jakoś bardzo poważnie wpływa na naszą rzeczywistość - zapewniał wicepremier.
Przyznał, że każdy chciałby mieć jak najwyższy rating, ale "nie jest tak, że to jest wyrocznia delficka". - Nie jest też tak, ze ten rating determinuje życie gospodarcze danego kraju. On pogarsza sytuację kredytową z punktu widzenia uzależnienia od zagranicy. I tutaj warto zaznaczyć, że przez te 27 lat rozwoju za bardzo uzależniliśmy się od zagranicy i teraz nasz rząd musi niestety tę kwaśną śmietankę uwzględniać w naszym arsenale środków finansowych - powiedział Morawiecki.
- Mam pewną satysfakcję, gdy słyszę tych mainstreamowych ekonomistów, którzy jeszcze parę lat temu mówili, że kapitał nie ma narodowości, a teraz mówią, że jesteśmy za bardzo uzależnieni od kapitału zagranicznego - dodał wicepremier.
Jak wyjaśniał, obligacje i kapitał spekulacyjny, który wpływa do Polski "daje pewien zastrzyk finansowy i krótkoterminowo podtrzymuje pozytywną adrenalinę, ale długoterminowo uzależnia". - My dzisiaj przejęliśmy państwo, które jest dwa razy bardziej zadłużone niż osiem lat temu i wobec zagranicy jest zadłużone w 66 proc. - mówił.
Morawiecki skomentował się też zmniejszającą się wartość spółek giełdowych. - Rzeczywistość jest taka, że z większości giełd całego świata wyparowało ileś tam środków, w tym sensie, że wartość spółek się obniżyła. Giełda jest generalnie takim papierkiem lakmusowym stanu gospodarki, ale zasadniczo ona nie świadczy o jakości i mocy całej gospodarki realnej. Są dużo ważniejsze zjawiska w gospodarce realnej - zaznaczył.
Autor: tol / Źródło: tvn24