W piątek pracownicy Beko z Łodzi i Wrocławia protestowali przed Ambasadą Turcji w Warszawie. Beko to firma z tureckim kapitałem. Na początku września ogłosiła plan zwolnień. Około 1800 osób ma stracić pracę. - Niby firma światowa, jakość produkujemy światową, a jednak wykonanie tragedia, bo zwalniają ludzi, którzy najlepiej pracują - powiedział Krzysztof Domagała, przewodniczący MOZ NSZZ "Solidarność".
Na początku września producent sprzętu AGD Beko Europe przedstawił plan optymalizacji swojej działalności produkcyjnej w Polsce. Zapowiedziano zamknięcie zakładu produkcyjnego w Łodzi, a także fabryki lodówek we Wrocławiu.
Zamknięcie strefy produkcyjnej w Łodzi oraz zmiany we Wrocławiu (dotyczące pracowników produkcji oraz pracowników biurowych) mogą dotknąć około 1,8 tys. stanowisk. Produkcja w tych zakładach ma zostać zakończona do końca kwietnia 2025 roku. Pozostała działalność: w Radomsku, wrocławskiej fabryce kuchenek oraz w łódzkim Shared Service Center (SSC) oraz krajowe operacje komercyjne pozostaną bez zmian.
O godz. 12 w piątek przed ambasadą turecką w Warszawie przy ul. Rakowieckiej 19 rozpoczęła się manifestacja pracowników Beko. Protest trwał nieco ponad godzinę.
"Chcemy pracy, a nie zwolnień" i "Turcja kupuje, Polska bieduje!" - skandowali obecni na pikiecie pracownicy. W proteście uczestniczyło ok. 100 osób. Domagali się wstrzymania zwolnień oraz reakcji polskiego rządu i strony tureckiej.
- Żebyśmy byli dobrze zrozumiani, nie jesteśmy przeciwko Turcji. Jesteśmy pod ambasadą po to, żeby ktoś nam pomógł, żeby zwrócono uwagę, ponieważ jeżeli nam się mówi dzisiaj, że jesteśmy zakładem nierentownym, to my się z tym nie zgadzamy - mówił Krzysztof Domagała, przewodniczący MOZ NSZZ "Solidarność". - Jeżeli dzisiaj z wszystkich danych, które są na bieżąco nam przekazywane, bo tak nam ludzie ślą różnego rodzaju dane z naszego zakładu, gdzie mówią, że koszt pracownika w Polsce wynosi 22 euro, w Rumunii 25 euro, natomiast koszt pracownika włoskiego jest 100 euro. I ja nie jestem ani również przeciwko pracownikom włoskim, bo to nie o to chodzi. Tylko niech ktoś usiądzie z nami, szczerze porozmawia - dodał. - Dzisiaj chcemy, żeby ktoś usiadł z nami i szczerze porozmawiał. Żebyśmy oparli pewne rzeczy na faktach, bo tak chcemy rozmawiać - podkreślił Domagała. - No niby firma światowa, jakość produkujemy światową, a jednak wykonanie tragedia, bo zwalniają ludzi, którzy najlepiej produkują, najlepiej pracują - mówił.
- Nie możemy dopuścić do tego, żeby te zakłady zostały zlikwidowane, żeby dwa tysiące ludzi poszło na bruk” - powiedział Bartłomiej Mickiewicz, zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność".
- To przez Zielony Ład i brak reakcji strukturalnych rządu polskiego tracicie pracę - zwrócił się do pikietujących.
"Miały być miód i mleko, zostało grupowe zwolnienie z Beko"
To kolejny taki protest. Przed tygodniem protestowali pracownicy Beko w Łodzi. Mieli ze sobą flagi Solidarności, gwizdki i trąbki, transparenty z hasłami: "Chcemy uczciwie pracować, a nie na bruku wylądować", "Miały być miód i mleko, zostało grupowe zwolnienie z Beko" oraz plansze z napisami: "Samotna matka", "Pracujące małżeństwo", "Kredyt hipoteczny", "Wiek przedemerytalny", "Jedyny żywiciel".
- W ten sposób chcieliśmy pokazać, kto wkrótce straci pracę. Wielu z pracowników to osoby z ponad 20-letnim stażem pracy w tych zakładach. Sam trafiłem do niego w wieku 27 lat, a wychodzę z niego dobiegając 50-tki. Co mam teraz zrobić? Jak odnaleźć się na rynku pracy? Jakie w tym wieku mam szansę na znalezienie nowej pracy? I w takiej sytuacji są setki osób" - powiedział szef "Solidarności" w łódzkich zakładach Beko Sebastian Graczyk.
Przewodniczący "Solidarności" w regionie łódzkim Waldemar Krenc podkreślił, że celem protestów jest walka o dalszą działalność łódzkiej fabryki. - Na razie walczymy o to, żeby ten zakład uratować, o to, żeby ci ludzie nie stracili pracy. W tej sprawie rozmawialiśmy już z prezydent Łodzi, która ma spotkać się z władzami Beko oraz na zwołanej specjalnie w tej sprawie Wojewódzkiej Radzie Dialogu Społecznego, która składa się ze strony rządowej w osobie wojewody, samorządowej - marszałek województwa, pracodawców i pracowników. Rada przyjęła stanowisko, że nie zgadza się na likwidację fabryki – mówił.
Rozmowy ze związkami
Dyrektor ds. komunikacji Beko Europe Zygmunt Łopalewski poinformował w ubiegły piątek, że rozpoczęła się pierwsza część rozmów ze związkami zawodowymi oraz przedstawicielami pracowników firmy we Wrocławiu.
- W Łodzi ten sam krok nastąpi w poniedziałek. Spotkania w formie konsultacji mają na celu ustalenie jak najlepszych warunków odpraw dla pracowników, a także wspólne określenie harmonogramu wdrażania zmian w procesie restrukturyzacji - zapowiadał.
Zapewnił, że Beko Europe deklaruje pełną otwartość i gotowość do wysłuchania potrzeb i oczekiwań pracowników oraz podejmie współpracę ze wszystkimi, których dotkną zmiany związane z restrukturyzacją, aby pomóc im w odnalezieniu się w tej trudnej i wymagającej sytuacji. - Firma apeluje o podejście do konsultacji z empatią oraz nastawieniem na konstruktywny dialog - podkreślił.
Produkcja w zakładach w Łodzi ma zostać zakończona do końca kwietnia przyszłego roku. Producent tłumaczył decyzję zmieniającym się rynkiem, słabym popytem na produkty wytwarzane w Polsce i związaną z tym nierentownością produkcji.
Źródło: tvn24.pl, PAP