Giełda na czerwono rozpoczęła pierwszą sesję po decyzji agencji Standard & Poor’s, która w piątek obniżyła rating Polski. Spadki pogłębiają się z każdą godziną. Mocy nabiera za to złoty.
Inwestorzy na GPW w Warszawie nie mogli w piątek zareagować na decyzję S&P dotyczącą obniżenia ratingu Polski z A- na BBB+. Nic więc dziwnego, że dzisiejsze notowania najważniejszych indeksów na warszawskim parkiecie rozpoczęły się pod kreską. Spadki nie były dramatyczne. Indeks WIG20 po godz. 9.10 tracił 0,99 proc. a WIG 1 proc.
W kolejnych godzinach handlu dołki na warszawskim parkiecie pogłębiły się. Po godz. 13.20 WIG tracił już 1,78 proc. a WIG20 2,01 proc.
Złoty odbija
Dużo lepiej dzisiejszą sesję zaczęła polska waluta. Złoty lekko odrabia straty po głębokich piątkowych spadkach. Dziś po godz. 9.10 polska waluta umocniła się wobec dolara o 0,36 proc., a wobec euro o 0,02 proc. Dolar kosztował rano 4,11 zł, a euro 4,48. Za funta trzeba było zapłacić 5,88 zł, a franka 4,09 zł.
Po godz. 13.15 za dolara należało zapłacić 4.09 zł, euro 4,46 zł, franka szwajcarskiego 4,07 a funta brytyjskiego 5,86 zł.
Będzie interwencja?
Piotr Kuczyński z Domu Inwestycyjnego Xelion ocenił, że Polska miałaby problem, gdyby rating obniżyły też inne agencje (Fitch i Moody's utrzymały swoją ocenę). - Obniżenie perspektywy przez S&P byłoby sensowne, ale ratingu jest bardzo wątpliwe. Rating nakłada się na ogólną sytuację na rynkach. W piątek spadły amerykańskie giełdy, więc udział ratingu w dzisiejszych spadkach na polskiej giełdzie nie jest duży - uważa Kuczyński. Jego zdaniem bardziej czułe są waluty. - Złoty tracił 1 proc. niemal wobec wszystkich walut już w czwartek. Osłabienie złotego wygląda tak, jakby ktoś wiedział, że będzie obniżenie. Nic się na świecie nie działo, a złoty tracił 1 proc. Nagle następnego dnia dowiadujemy się, że rating jest obniżony. Trochę to dziwne - powiedział Kuczyński i dodał, że na miejscu KNF-u przyjrzałby się tej sytuacji. - Zdziwiłbym się, gdyby NBP i BGK nie interweniowały. Trendu nie da się zatrzymać, ale można go poważnie spowolnić jeśli da się po łapach spekulantom - powiedział Kuczyński.
Ocena analityków
Marcin Kiepas z Admiral Markets uważa, że poniedziałkowe spadki na GPW należy wiązać przede wszystkim z piątkową decyzją agencji S&P, obniżającą rating Polski. - Całą decyzję traktuję jako wskazanie dla inwestorów zagranicznych, że sytuacja gospodarcza w Polsce może się skomplikować - ocenił. - S&P zwraca uwagę, że Polska może iść ścieżką węgierską, co akurat dla inwestorów zagranicznych jest sporym ostrzeżeniem - dodał ekspert. Jego zdaniem prognozy, zawarte w scenariuszu S&P - wzrost gospodarczy 3,4 proc., deficyt 3,2 proc. PKB (wobec rządowych odpowiednio 3,8 proc. i 2,8 proc. PKB) - też są w opinii wielu ekonomistów bliższe realiów. - To jest takie wskazanie palcem inwestorom zagranicznym, że w Polsce może dziać się nie najlepiej - zaznaczył Kiepas. Tym bardziej, dodał, że do takich kwestii jak podatek bankowy, ustawa frankowa mogą dojść próby dalszego demontowania OFE, choć w tej ostatniej sprawie rząd zapewnia, że nic się nie dzieje. Co do walut, zdaniem Kiepasa "piątkowy ruch wszystko zdyskontował". - Jeśli miałbym oczekiwać w kolejnych godzinach i dniach, zakładałbym raczej lekkie odreagowanie piątkowej przeceny - mówił analityk. - Natomiast długoterminowo złoty powinien pozostać słaby, choćby dlatego, że w ostatnich tygodniach jest odzierany z łatki bezpiecznej przystani wśród walut rynków wschodzących - dodał. Analityk zaznaczył przy tym, że nie należy raczej oczekiwać, iż niebawem za euro trzeba będzie zapłacić 5 zł. Zdaniem Kiepasa od obecnych poziomów wobec głównych walut złoty może stracić w najbliższym czasie jeszcze średnio ok. 10 groszy.
Ubędzie uspokojenie?
Także Kamil Maliszewski z DM mBanku spodziewa się pewnego uspokojenia na rynku walutowym, "powyżej 4,50 na EUR/PLN". - Choć brak cofnięcia o poranku, gdy wrócili na rynki inwestorzy z Europy nie jest dobrym sygnałem - ocenił ekspert. Jego zdaniem notowania złotego wobec dolara będą dalej spadać i kurs "pozostanie trwale powyżej 4,10". - Jeżeli chodzi o rynek giełdowy, otwarcie jest znacząco negatywne i sądzę, że ten ruch będzie kontynuowany, bo nastroje są nie najlepsze - ocenił ekspert. Jego zdaniem giełda może osiągać kolejne minima, bo co prawda rating S&P nie ma na nią aż takiego wpływu jak na waluty, ale znaczenie może mieć kumulacja różnych czynników, takich jak np. piątkowa zapowiedź ustawy o kredytach frankowanych. - To może dawać pewną negatywną premię - zaznaczył Maliszewski.
Ważniejsze USA
B. wiceminister finansów Stanisław Gomułka zauważył, że zmiany kursu złotego i WIG mają miejsce od dłuższego czasu i są związane z wydarzeniami, które dzieją się poza Polską. Chodzi przede wszystkim o pierwszą podwyżkę stóp procentowych w USA i zapowiedzi dalszych podwyżek. - Inwestorzy są bardziej zainteresowani papierami amerykańskim więc odpływają z krajów wschodzących do USA - powiedział ekspert. Jak wskazał, kolejny czynnik, to kłopoty chińskiej gospodarki i obawy z tym związane. Jednak - podkreślił Gomułka - spadki na warszawskim parkiecie i osłabienie złotego są silniejsze niż wynikałoby to z tych dwóch czynników. Ekspert zaznaczył, że bardzo głęboki spadek notowań WIG jest skoncentrowany na sektorze finansowym, co - jego zdaniem - po części związane jest z zapowiedziami podatku bankowego. Poza tym, dodał, jest to efekt OFE, które przestały inwestować na giełdzie. - Na to wszystko nakładają się jednak programy wyborcze prezydenta Andrzeja Dudy i PiS. Te programy nie budzą entuzjazmu rynków. To zaniepokojenie nie jest jeszcze bardzo duże, wiele zależy od tego jaka będzie polityka gospodarcza rządu w tym roku - podkreślił Gomułka. - Rynek te zapowiedzi (z programów wyborczych) odbiera jako zapowiedzi zwiększenia wydatków publicznych i zmniejszenia dochodów, co może sugerować, że może dojść do dużego wzrostu deficytu budżetowego i długu publicznego - zaznaczył ekspert. - W ostatnich latach zadłużenie zagraniczne Polski, zarówno publiczne jak i prywatne mocno wzrosło w relacji do PKB i wynosi ok. 350 mld dol. W związku z tym, że mamy odpływem kapitału za granicę, pojawia się możliwość dużego wzrostu rentowności polskich papierów skarbowych, co oznacza, że koszty obsługi długu zagranicznego wzrosną - dodał Gomułka.
Wzrost ryzyka
Jego zdaniem, decyzję S&P należy czytać nie jako pewnik, że w Polsce nastąpi pogorszenie, lecz jako wzrost ryzyka tego pogorszenia. - Znak zapytania dotyczy tego, co będzie z finansami w roku 2017 i później. W tym roku będą dwa duże wpływy niepodatkowe - czyli zysk NBP (wg. nieoficjalnych źródeł nawet 8 mld zł - PAP) i aukcje LTE (ok. 9 mld zł - PAP). Potem już tych dochodów nie będzie. Będą za to, i to już od początku roku takie zobowiązania jak program 500+, czy leki dla seniorów. Choć rząd mówi o uszczelnieniu systemu podatkowego, co miałoby przynieść dodatkowe dochody, to jednak nie ma pewności co do efektów tego uszczelnienia - dodał.
Obniżony rating
Standard&Poor’s obniżył rating Polski do poziomu BBB+ z A-. Agencja dokonała zmiany ratingu Polski po raz pierwszy od 2007 roku. Natomiast od lutego 2015 roku perspektywa polskiego ratingu w tej amerykańskiej agencji była pozytywna. S&P to agencja, z której opinią inwestorzy liczą się najbardziej. Rating przyznawany jest spółkom, bankom oraz państwom. W przypadku tych ostatnich, każda ocena przekłada się na atrakcyjność gospodarczą. Rating to nic innego jak ocena wiarygodności kredytowej. Na jej podstawie podejmuje się decyzje o tym komu i za ile pożyczać pieniądze. Czasami taka informacja sugeruje natomiast, komu najlepiej w ogóle nie udzielać żadnych kredytów, bo jest spore ryzyko, że pieniędzy nie uda się odzyskać. Niższy rating wiąże się z wyższym ryzykiem. Z kolei wyższe ryzyko to wysokie odsetki od kredytu.
Autor: msz//bgr / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock