1 stycznia zaczęła obowiązywać w Polsce tak zwana opłata emisyjna. Koncerny paliwowe deklarują, że nie przełoży się ona na stacjach benzynowych. Innego zdania są niektórzy eksperci. Uważają, że to właśnie kierowcy poniosą koszt nowej opłaty.
W lipcu ub. roku prezydent Andrzej Duda podpisał nowelę ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych, która wprowadza m.in. opłatę emisyjną od paliw. Z opłaty, która obowiązuje od 1 stycznia 2019 roku mają być finansowane projekty związane z elektromobilnością w Polsce. Opłata wynosi 80 zł netto od każdego 1 tys. litrów paliwa, który trafi na rynek w naszym kraju.
Prace nad ustawą były bardzo burzliwe. Opozycja zarzuciła partii rządzącej, że nowa opłata w paliwach to de facto nowy podatek, który zapłacą wszyscy, nie tylko kierowcy.
Również eksperci w czasie prac legislacyjnych wskazywali, że wprowadzenie opłaty emisyjnej wpłynie na poziom cen paliw w Polsce. - Wprowadzenie opłaty emisyjnej wpłynie na wysokość cen, a tym samym na inflację, choć ten wpływ nie musi być silny - mówił w czerwcu ub. roku członek Rady Polityki Pieniężnej Jerzy Osiatyński.
Minister energii Krzysztof Tchórzewski powtarzał podczas prac w Sejmie nad zmianami w ustawie, że opłatę emisyjną mają wziąć na swoje barki państwowe spółki paliwowe. Zaznaczył, że nowa opłata nie wpłynie na wzrost cen paliw.
Deklaracje spółek
Takie deklaracje składały też wcześniej Orlen i Lotos. Teraz zapytaliśmy obie spółki, czy wciąż podtrzymują stanowiska, że opłata nie uderzy w kierowców.
"Analizujemy sytuację w kontekście zmieniających się uwarunkowań makroekonomicznych i rynkowych i zyskujemy przekonanie, że wprowadzenie opłaty emisyjnej nie będzie skutkować wzrostem cen dla naszych klientów detalicznych. W naszej polityce cenowej kierujemy się bowiem budowaniem długofalowych relacji z klientami" - czytamy w komunikacie przesłanym nam przez biuro prasowe PKN Orlen. Koncern dodał, że jego działalność obejmuje m.in. rafinerie, petrochemię, czy sprzedaż pozapaliwową. "Tak szerokie portfolio działalności pozwala nam patrzeć na sytuację spółki w perspektywie długoterminowej" - napisano. Orlen podkreślił, że "obecnie paliwa na stacjach w Polsce są jednymi z najtańszych w Europie."
Grupa Lotos poinformowała w komunikacie przesłanym tvn24bis.pl, że zmienność cen paliw w kraju jest pochodną notowań giełdowych produktów naftowych na rynku europejskim oraz kursów walutowych, w szczególności kursu dolara amerykańskiego do złotego polskiego (USD/PLN).
"Do pozostałych elementów cenotwórczych zalicza się: koszty tworzenia i utrzymywania zapasów obowiązkowych, realizacji NCW (Narodowy Cel Wskaźnikowy - red.), logistyki, opłaty zapasowej jak również opłata paliwowa, akcyza oraz podatek VAT, a od nowego roku także opłata emisyjna. Nie oznacza to jednak, że wraz z jej wprowadzeniem ceny detaliczne ulegną podwyższeniu" - przekonuje koncern. Jak dodaje firma, Lotos ustala ceny detaliczne sprzedaży paliw jedynie na 306 stacjach własnych (z ponad 7000 działających w Polsce). "Na stacjach franczyzowych ceny ustalane są przez partnerów (właścicieli/franczyzobiorców) bez ingerencji ze strony spółki" - zaznaczono.
Koncern wskazuje, że poziom cen na stacjach uzależniony jest od wielu czynników, m. in. od standardu stacji, poziomów sprzedaży, ewentualnych udzielanych rabatów. "Wyznaczając ceny sprzedaży paliw w sieci spółka bierze jednak pod uwagę przede wszystkim ceny na stacjach konkurencyjnych w najbliższej okolicy, czyli tzw. mikrorynku" - czytamy. "Reasumując, to sytuacja mikro- i makroekonomiczna będzie miała decydujący wpływ na poziom cen detalicznych w sieci Lotos" - podsumowuje koncern.
Zapłaci kierowca
Według Urszuli Cieślak z BM Reflex wprowadzenie opłaty emisyjnej będzie oznaczać wzrost cen paliw o 10 groszy na litrze. - Moim zdaniem, mimo zapewnień ministra energii oraz krajowych producentów paliw, wprowadzenie nowego obowiązku będzie oznaczało wzrost cen hurtowych, a w konsekwencji wyższe ceny detaliczne - podkreśla w rozmowie z tvn24bis.pl.
Jak dodaje sytuacja na rynku ropy jest na tyle korzystna, że nową opłatę uda się "ukryć" w cenie detalicznej tak, że nie zobaczymy skokowego wzrostu cen paliw po 1 stycznia. - Tak czy inaczej, obok akcyzy i opłaty paliwowej, będzie to kolejny składnik ceny netto paliwa, za co ostatecznie zapłaci odbiorca ostateczny, czyli także kierowcy - zaznacza.
Z kolei dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol nie spodziewa się na razie, że opłata emisyjna przełoży się na ceny na stacjach. - Tak zapewniali przecież przedstawiciele władz i koncernów. Warto pamiętać jednak, że mieliśmy ostatnio czas ostrych spadków, co powoduje, że taka kwota nie byłaby tak odczuwalna, jak w momencie cenowych zwyżek - dodaje.
Autor: tol / Źródło: tvn24bis, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock