Złoty osłabił się niemal niezauważalnie, a na warszawska giełda - na przekór rządowej zapowiedzi rekordowo wysokiego deficytu budżetowego na przyszły rok - wystrzeliła w górę. Pierwsze informacje, że deficyt ma sięgnąć 52,2 miliarda złotych pojawiły się piątek po zakończeniu notowań. Dwie doby wystarczyły, by rynek przetrawił te informacje: WIG20 wystartował z poziomu +2,27 proc.
Wystartował - i przez cały dzień szedł w górę, choć wcześniej spekulowano, że nerwy inwestorów mogą nie wytrzymać wiadomości o budżetowych planach rządu. Notowania zakończył wzrostem o 3,77 proc.
Złoty na piątkowe wiadomości o deficycie zareagował nieco mniej entuzjastycznie, ale nawet w najgorszym momencie tracił niewiele ponad 3 grosze do euro w porównaniu z piątkowym zamknięciem. W momencie, gdy dealerzy bankowi kończą handel, kosztował dokładnie tyle, ile w piątek. W popołudniowym handlu osłabł o niecały grosz do euro, a do dolara o ponad grosz się wzmocnił.
Majstersztyk PR-?
"W czasie weekendu politycy się już wyzłośliwili, ekonomiści (niektórzy) powiedzieli, że to było tylko urealnienie. Jeśli mam rację, to złoty (po początkowym osłabieniu) po 1-2 dniach wróci do formy, a akcje nie zareagują. Nawiasem mówiąc, wystarczy w poniedziałek lub wtorek albo w oba te dni wymienić na rynku większą ilość środków pomocowych z UE, żeby rynek walutowy doszedł do wniosku, że deficyt złotemu nie zaszkodzi, a to zwiększyłoby presję na umocnienie złotego. Motywów tego posunięcia nie pochwalam, ale muszę uznać, że to był majstersztyk" - napisał swoim komentarzu analityk firmy Xelion Doradcy Finansowi Piotr Kuczyński.
- Umiarkowana reakcja na informacje o dziurze budżetowej to wspólny efekt kilku czynników. Po pierwsze, istotne znaczenie miało profesjonalne podanie tej informacji przez Ministerstwo Finansów. Ujawnienie danych w weekend wyeliminowało element zaskoczenia. Ważne było również to, że Ministerstwo jednocześnie zapewniło, że deficyt pozostanie na kontrolowanym poziomie, a rząd ma przygotowaną "mapę drogową" wyjścia z deficytu. Nie bez znaczenia było fakt, że planowany na przyszły rok deficyt finansów publicznych niewiele odbiega od prognoz Komisji Europejskiej (7 proc. PKB wobec 7,3 proc.). I wreszcie znaczenie miały uspokajające wypowiedzi płynące z Rady Polityki Pieniężnej oraz opinia agencji ratingowej Standard & Poor's, że informacje nt. dziury budżetowej są neutralne z punktu widzenia ratingu Polski - napisał Marcin R. Kiepas, analityk X-Trade Brokers.
Polska wiarygodna
- Informacje o deficycie planowanym na 2010 roku nie wpływają na perspektywy ratingu dla Polski - powiedział Kenneth Orchard, analityk Moody's. W podobnym tonie wypowiedział się Kai Stukenbrock - przedstawiciel innej wielkiej agencji oceniającej wiarygodność spłaty zadłużenia - Standard&Poor's.
Stukenbrock dodał, że nawet gdyby plany prywatyzacyjne rządu nie w pełni wypaliły, to i tak sytuacja finansów publicznych nie będzie zła. Minister Finansów powiedział, że wpływy z pruwatyzacji załozone zostały na poziomie 28-29 mld zł.
- Planowane wpływy ze sprzedaży państwowych spółek - ponad 26 mld zł - są ambitne. Nie zapominajmy jednak, że to tylko około 2 proc. PKB, więc nawet wykonanie planu tylko w połowie nie pogorszy dramatycznie sytuacji finansów publicznych. Tym bardziej, że ostatnio papiery rządowe cieszyły się zainteresowaniem inwestorów - uważa analityk.
Na dodatek w poniedziałek minister Jacek Rostowski powiedział, że dług publiczny w przyszłym roku nie przekroczy 55 proc. PKB. Analitycy spojrzeli na prognozy. A z tych - jeszcze sporządzonych w grudniu przez OECD wynika, że amerykański dług publiczny wzrośnie w przyszłym roku do 82,5 proc. PKB, brytyjski do 69,4 proc., Niemiecki do 66,3 proc. a francuski do 79 proc. Nasz 55 proc. wygląda więc jak nieco słabsza forma prymusa na egzaminie, gdy inni prawdziwe problemy.
Złoty nie słyszał o deficycie
Dlatego po kilku chwilach wahania inwestorzy z rynku walutowego grają cały czas pod umocnienie złotego.
Na dodatek Benoit Anne, strateg w banku Merrill Lynch w Londynie powiedział, że wzrost polskiego deficytu budżetowego w długim terminie nie wpłynie negatywnie na kurs na złotego, a polska waluta w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy będzie się umacniała.
- Spodziewam się, że pod koniec roku jedno euro będzie kosztowało 4 złote, w przyszłym roku spodziewamy się dalszego umocnienia - do 3 zł 45 groszy pod koniec 2010 roku - powiedział.
Dziurą postraszyli przed weekendem
Informację o niespodziewanie wielkim deficycie budżetu, jaki planuje rząd, jako pierwsza podała telewizja TVN CNBC Biznes w piątek wieczorem. Wydaje się jednak, że był to w starannie kontrolowany przeciek: informacja pojawiła się wtedy, gdy nie mogła już wpłynąć na piątkowe notowania giełdowe. Jednocześnie rynki miały cały weekend na oswojenie się z nią, zanim przystąpiły do nowych notowań.
W tym czasie niedobra informacja była zresztą nieco rozmiękczana: w czasie weekendu pojawiło się na przykład doniesienie, że w projekcie budżetu nie uwzględniono w ogóle zysku Narodowego Banku Polskiego. , teraz pojawiły się doniesienia, że z banku centralnego budżet powinien otrzymać kilka miliardów złotych.
Suma rekordowa, ale procenty nie takie straszne
Suma 52 miliardów złotych budżetowego deficytu wygląda przerażająco, jednak byłby to tylko nominalny rekord. Licząc czasy wolnej Polski (od 1990 roku) do tej pory największy deficyt budżet miał w 2004 roku - 41,42 miliardy złotych. Stanowiło to 4,7 procent wypracowanego w tym roku Produktu Krajowego Brutto. Jednocześnie oznaczało to, że więcej niż co piąta wydawana wówczas przez budżet złotówka pochodziła z kredytu (21 proc.)
Gorzej pod tym względem było dwa lata wcześniej: w roku 2002 21,5 proc. budżetu zostało sfinansowane kredytem. I choć jego suma - 39,4 mld zł - nie była rekordowa, to stanowiło to aż 5,1 proc. ówczesnego PKB Polski.
Jeśli rządowe założenia dotyczące roku 2010 potwierdzą się w rzeczywistości, rekordowa suma 52,2 mld zł deficytu budżetowego stanowić będzie 17,4 proc. wszystkich wydatków i 3,8 procent przyszłorocznego PKB.
Dług urośnie, ale będzie w cenie
Żeby sfinansować deficyt budżetu rząd musi zaciągać długi. Robi to emitując obligacje lub bony skarbowe. Wiarygodność spłaty zadłużenia w przyszłości oceniana jest przez agencje ratingowe. A te mówią, że naszej aktualnej ocenie nic nie grozi. To ogromnie ważne, bo dzięki temu za nasze długi nie będziemy musieli spłacać w przyszłości znacznie wyższych odsetek.
Obecnie polskie 10-letnie obligacje złotowe mają rentowność 6,18 proc. rocznie. Amerykańskie - 3,44 proc. Dealerzy podają, że rynek papierów dłużnych zareagował negatywnie na plan deficytu, ale niezbyt nerwowo. W środę ma przetargu Ministerstwo Finansów będzie chciało sprzedać obligacje 5-letnie o wartości 1,0-2,0 mld zł. Będzie to po oficjalnym przyjęciu przez rząd projektu budżetu w ten wtorek. I będzie to dzień prawdy o tym, jak rynki finansowe oceniają stan naszych finansów publicznych.
Źródło: tvn24.pl, RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tomasz Gzell