Elektryczny wózek inwalidzki, rysunki Houdiniego, Koran na kasecie magnetofonowej - to tylko kilka przedmiotów, które w ostatnich latach gubili pasażerowie na lotniskach. Nie trafiły one jednak do swoich właścicieli. Zgodnie z prawem zostały sprzedane na aukcjach organizowanych przez linie lotnicze.
Międzynarodowa firma zajmująca się badaniem rynku lotniczego SITA szacuje, że w 2012 roku, nieprawidłowa obsługa bagażu (gubienie, załadunek w niewłaściwe samoloty) kosztowała branżę 2,6 mld dol. Wbrew pozorom to i tak niezły wynik. W 2007 roku koszty te sięgnęły 4,69 mld dolarów.
Aby choć trochę zrekompensować sobie te straty, linie lotnicze sprzedają gubione bagaże, po które nikt się nie zgłosił. O tym, jak to wygląda w Polsce już pisaliśmy. Bilety na sobotnią licytację organizowaną przez PLL LOT zostały wyprzedane w kilka minut.
A jak jest za granicą? Czy w innych państwach tego typu aukcje także cieszą się popularnością? Co najczęściej gubią pasażerowie? Portal tvn24bis.pl przyjrzał się licytacjom porzuconych lotniczych bagaży w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Niemczech.
Wielka Brytania: czary mary Houdiniego
Zgodnie z ustawą o rzeczach zagubionych, na lotnisku musi istnieć biuro, które zajmuje się przyjmowaniem i szukaniem właścicieli bagaży. Może je prowadzić zarządca lotniska jak i wynajęta przez niego prywatna firma. „Opieczętowane” torby i walizki, które tam trafią nie mogą być otwierane nawet jeśli istnieje podejrzenie, że tam jest żywność. Bagaże nieoznakowane są otwierane przez celników i sprawdzane, czy nie ma w nich niebezpiecznych materiałów. Po ich ewentualnym usunięciu bagaż wędruje do przechowalni. Wszystkie bagaże przechowuje się przez 90 dni.
Po tym czasie można je otworzyć i przekazać na cele charytatywne lub sprzedać. Najczęstszą praktyką jest zlecenie domowi aukcyjnemu przeprowadzenie licytacji. Te mogą sprzedać cały bagaż albo pojedyncze przedmioty z niego.
Osoba, która po kilku tygodniach przypomni sobie o pozostawionym bagażu, za jego odbiór płaci od 5 do 20 funtów opłaty administracyjnej. Ma to na celu pokrycie kosztów przechowywania i rejestracji bagażu.
Jak sprawdził brytyjski tygodnik "Daily Mirror", wśród pozostawionych rzeczy można znaleźć m.in.: ładowarki do telefonów, aparaty fotograficzne, zegarki, suszarki, prostownice, maszynki do golenia, buty, biżuteria i pluszowe misie. Zdarzyło się nawet, że na londyńskim lotnisku Heathrow ktoś zgubił suknię ślubną, rysunki autorstwa magika wszech czasów Harry'ego Houdini'ego czy zwykłe pieluchy wypchane gotówką.
USA: Muppety i prywatny monopol na lotnicze bagaże
W Stanach Zjednoczonych linie lotnicze mają 90 dni na znalezienie właściciela porzuconego bagażu. Jeśli takowy się nie znajdzie, po upływie tego czasu przewoźnik przekazuje je na aukcję. Co ciekawe, praktycznie wszelkie walizki i torby „skupuje” w USA jedna firma. Prawie cały rynek zagubionych bagaży należy bowiem do firmy Unclaimed Baggage Center z siedzibą w Scottsboro w stanie Alabama. Posiada ona umowy na wyłączność ze wszystkimi głównymi liniami lotniczymi w USA.
USA Today określił nawet firmę mianem lokalnej atrakcji turystycznej. A to za sprawą muzeum przy jej siedzibie, w którym prezentowane są przedmioty uznane za "zbyt dziwne i cudowne, by je sprzedać", czyli m.in. egipskie artefakty czy marionetki wykonane przez „ojca” Muppetów Jima Hensona.
Z ciekawszych przedmiotów, które wyjęto z bagaży, a które poszły pod młotek warto wymienić: pierścionek z brylantem wart 23 tys. dolarów, podwodną kamerę, zbroję rycerską, a nawet elektryczny wózek inwalidzki.
Niemcy: Koran na kasecie
U naszych zachodnich sąsiadów linie lotnicze także mają obowiązek przechowywać zgubiony bagaż przez trzy miesiące. Po tym czasie przeprowadzana jest aukcja. Z prawnego punktu widzenia, zagubiony bagaż nie należy ani do domu aukcyjnego, ani do linii lotniczych. Na przewoźniku spoczywa tylko „specjalny obowiązek opieki".
Jak pisał „Der Spiegel”, co roku linie lotnicze zrzeszone w sojuszu Star Alliance wystawiają w Niemczech na sprzedaż 20 ciężarówek wypełnionych bagażami. "Jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele osób latający, który jest zaskakująco mało" - mówił w rozmowie z niemieckim tygodnikiem Meike Nahli z domu aukcyjnego obsługującego niemieckie linie lotnicze.
Wbrew pozorom wylicytowanie ceny nie oznacza wcale, że właśnie tyle klient zapłaci. Do kwoty jest bowiem dodawana 18-procentowa prowizja dla domu aukcyjnego i podatek w wysokości 3,42 proc. Tak więc, jeśli walizka została wylicytowana za 100 euro, to kupujący zapłaci za nią w sumie 121,42 euro (18 euro dla domu aukcyjnego, 3,42 euro podatku dla państwa, 100 euro dla linii lotniczej).
Rocznie w Niemczech przeprowadza się 14 tego typu aukcji. "Der Spiegel" sprawdził, że do najczęściej licytowanych przedmiotów należą: kije hokejowe, wózki inwalidzkie, narty, odzież, laptopy, rowery. Zdarzył się nawet kontrabas i Koran na kasecie magnetofonowej.
Więcej na temat sobotniej aukcji, organizowanej przez PLL LOT, czytaj na tvn24bis.pl. Po aukcji napiszemy m.in. co można było znaleźć w zlicytowanym bagażu.
Autor: rf//gry / Źródło: tvn24bis.pl